piątek, 16 listopada 2012

Wyszłem na podwórze.

Witajcie, drodzy Czytelnicy. Miałam przerwę w pisaniu, ale za to dzisiejszy odcinek jest ekstremalnie długi. Dlatego polecam załatwienie wszystkich ważnych spraw, wysłanie rodziny na Marsa i dopiero wtedy przystąpienie do lektury. Endżojcie! 

Dalej piszemy naszą kartę postaci. W opisie wyglądu wyręczyła mnie Killuś, więc teraz kilka słów o tym, dlaczego nie lubię opisów charakteru. W przeciwieństwie do szczegółowej biografii postaci, charakter uważam za niezbędny. Wybierając sobie partnerów do wątków, zwracam uwagę na trzy rzeczy, a charakter postaci jest jedną z nich. I naprawdę szlag mnie trafia, kiedy widzę w karcie „wredna suka”. Tyle. Więcej o postaci nie mam szans się dowiedzieć. Przy czym z doświadczenia już wiem, że ten opis nijak ma się do faktycznego zachowania postaci. Nie lubię tego, jak diabli tego nie lubię. Pomijając już te wszystkie spłycania charakteru i dziwaczne porównania (serio, o tym możemy rozmawiać całymi miesiącami, a tematu nie wyczerpiemy), dobry opis charakteru jest wtedy, kiedy nie bije od niego grafomania. Co zaś się tyczy kart grafomańskich – po wtórności je poznacie.
Ten artykuł nie będzie o tym, o czym miał być. Chciałam pokazać, jak fajnie ciekawostki potrafią zdefiniować postać. Ale nie. Szukałam, szukałam przykładów i miałam ich tak mało, że zrobiło mi się jakoś ciężko na sercu. Nie macie czasem wrażenia, że w kółko czytacie kartę jednej i tej samej postaci? Mamy wersję francuską, mroczną i tak dalej, ale to nadal jedna postać. Najłatwiej jest zerknąć w rubrykę „ciekawostki”. Widzimy tam stosunek do czekolady, kawy, alkoholu, narkotyków, orientację seksualną i jakieś „szaleństwo”. Na takie okoliczności mam na biurku poduszkę, doskonale amortyzuje headdeski. Bo niby jak mam wymyślić na podstawie czegoś takiego wątek? 
 Pierwsza rzecz, która mnie irytuje: kiedy akcja bloga dzieje się w Ameryce, a pojawia się postać paryska, gdzieś w komentarzach widnieje „O, moja X też jest z Francji. Powinny się znać”. Jasne, narody mają tendencję do jednoczenia się na obczyźnie, ale tutaj zachodzi zupełnie inne zjawisko. Jakkolwiek Paryż wart jest swoich szczurów, to jednak Francja nie jest piaskownicą. I tak bajdełejem, nie składa się wyłącznie z Paryża i Marsylii. 
Druga irytująca rzecz: jako człowiek cywilizowany proponuję komuś wątek i dostaję osiemset słów odpowiedzi, z której muszę się domyślać, o co chodziło autorce. Połowa to najczęściej pochwała urody mojego bohatera. Jedna trzecia to dziwaczne dygresje. Pozostała część zaczyna się od „Moja X jest taka, że”. 
 I trzeci grzech główny: jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o seks. Nie mówię tutaj o blogach, gdzie bohaterami są osoby dorosłe. Głównie mam na myśli Hogwarty i licea. Jasne, o tym pisało już mnóstwo ludzi i nic nowego nie wymyślę. Ale jednak jak mi ktoś wyskakuje z założeniem „zrobimy z nich parę, a potem ona złamie mu serce, bo tak jest zabawniej”, to odechciewa mi się blogowania. Pewnie jest to jakieś tam urozmaicenie wątków, ale to zupełnie odrębna sprawa. Skoro postacie mogą siedzieć i przez dwadzieścia komentarzy rozmawiać o pogodzie, to (wedle blogowej logiki), coś im się od życia należy i w dwudziestym pierwszym komentarzu idą razem do łóżka.
    A teraz szerzej o grafomanii. Może i trąci to łatwizną, ale naprawdę zaczynam mieć dość przeglądania kart postaci, żeby wyszukać temat do artykułu. Dlatego jeśli coś przyprawi Was o mindfuck – dajcie mi cynk.
    Słownik języka polskiego definiuje grafomanię jako <<dzieło literackie pozbawione wartości>>. Na Wikipedii definicja została znacznie rozszerzona, a jej trzon zawiera wyrażenie „patologiczny przymus”. I to jest właśnie to, na czym mi najbardziej zależy. Spodziewajcie się krótkich tekstów o patologiach w postaciach i wątkach. Ich matka ma właśnie na imię grafomania, ojciec, jak to już w blogowym światku bywa – nieznany. Cały problem z grafomanami polega na tym, że świetnie się maskują. I w sześćdziesięciu procentach przypadków przy pobieżnym przeczytaniu karty wszystko jest w porządku.
    Z otchłani internetów wyłowiłam przepiękny przykład przegadanej i dziwacznej karty. Pokuszę się o przeanalizowanie jej fragmentów. Całość możecie znaleźć TUTAJ. Karta autorstwa Slaine, cytaty moje.

| Szwargocze płynnie po farersku i duńsku |
| Mniej biegle włada językiem angielskim i niemieckim |

To jest dopiero początek karty i już mamy kfiatka. Szwargocze, jak i szprecha to się po niemiecku. Skądinąd wiem, bo moja klasa od trzech lat udaje, że się języka uczy. Aczkolwiek dzisiaj umiem tylko Ich kenne nicht oraz Ich bin Volkswagen. Jakby nie było, mamy już pierwszy znak, że nadchodzą kłopoty. Trudne słowo na początku karty źle wróży.


    | (Nie)Obcy | (Nie)Ciekawe | (Nie)Zapomniane |

Tutaj, proszę wycieczki, widzimy syndrom Snowa, który zalicza się do klasycznych patologii narracyjnych. Ponieważ jeszcze nie przerobiliśmy tej lekcji, powiem tylko o zagadkowej schizofrenii narratora. Pewnie miała być w tym jakaś poezja, jednak wyszło dość bez sensu, jakby jedna osoba dogadywała drugiej.
   
      Dziwnym trafem, ojciec uważa, że to Sigurd właśnie jest wszystkiemu winien. A tutaj winne było słabe serduszko w chudej piersi, spazmatycznie rozdymające się płucka, ot, to i wszystko.
   
I jest, martwy rodzic. Wina, rzecz jasna, po stronie naszego bohatera. Tak chce Imperatyw. Druga rzecz: nie macie czasem wrażonka, że ktoś robi z nas kretynków? Oraz ciekawostka: podczas porodu kobieta dostała nagłej rozedmy płuc. Tak zupełnie z niczego. Pozlewały się jej pęcherzyki, dostała duszności, a w następnej chwili już nie żyła. A podobno to matka Amelii miała pecha (dla przypomnienia: zabił ją samobójca skaczący z wieży Notre Dame).
   
    Nie nadawała się do rodzenia dzieci, jego kochana, niepoznana nigdy mamusia - filigranowa baletnica z porcelany, kruczowłosy twór fińskiej tajgi.

Zaliczona przepisowa dawka kretynizmu. Pomijając już filigranowość baletnic (znacie bardziej sztampowe zdanie? Pomijając to o słońcu i nieboskłonie), który król tak sobie dobiera żonę, żeby nie mogła mu urodzić następcy? Monarchie w dwudziestym pierwszym wieku wciąż istnieją i mają się nieźle, możemy się im przyjrzeć i zauważyć, że chodzi też o to, żeby zapewnić dynastii ciągłość.  Tak jeszcze z aspektów medycznych: pod warunkiem, że był tam jakiś lekarz i poród nie odbywał się w domku w głuszy, kobieta nie miała prawa umrzeć. Najpierw ratuje się matkę, dopiero potem dziecko. Istnieje też mityczna operacja zwana cesarskim cięciem.

    Oprócz chłopięco wąskich bioder miała wiele wad, ponoć zbyt bliskie kojarzenie par w zamierzchłym czasie odbić się może i obecnie; ale on urodził się zdrowy, w sposób wręcz dobijający tryskał witalnością.
   
 Zła jest Mistrza Yody składnia. Jakkolwiek z pozoru brzmi niczym tekst stylizowany na archaiczny. Wywodu o monarchiach powtarzać nie będę. Skupmy się na średniku. Tak nie stosuje się średnika. Sztukę użycia kropkoprzecinka należy najpierw opanować w takim tekście, do którego nie zajrzą ludzie i nie będą mieli okazji się pośmiać.
   
    A matka po ostatnich spazmach już nigdy się nie podniosła, nie zdążyła po raz pierwszy i ostatni wziąć syna w ramiona; jakby pępowiną sukcesywnie przesączało się życie jednej istoty do drugiej, by przy rozwiązaniu zgasł słaby płomyk duszy, a ów nowy jarzył się podwójnie mocnym światłem.
   
 Prawie pięćdziesiąt słów w jednym zdaniu. I ani krztyny głębi. Częste zagranie, jakby autorka miała nadzieję, że czytelnik zgubi się gdzieś w połowie i nie będzie próbował dociekać, o co jej chodziło. Czasami trafiają się jednak czytelnicy najgorszego pokroju, czytelnicy upierdliwi. Mój mózg odmówił współpracy na słowach „po raz pierwszy i ostatni”. Mam naprawdę problem. Mowa jest o kobiecie, która planowała tylko raz w życiu wziąć dziecko na ramiona? 

 Pseudomistyczne bzdury swoją drogą, a przelewanie żalu na pierworodnego potomka swoją - zresztą, po niegdyś nieustającym potoku opowieści ojca można uznać, że było po czym rozpaczać.

Znowu syndrom Snowa. Bo nie ma to jak po dwustu wylanych słowach dojść do wniosku, że to było na nic. Okey, sama czasami tak. Mam. Ale jeśli stwierdzam, że opisałam coś, co mi niepotrzebne – wywalam. I Wy też tak róbcie. Nawet jeśli kochacie swoje dzieła i jesteście z nich dumni – wywalajcie. To najlepsze, co możecie dla nich zrobić.
Podsunięcie kobiety owej jako pocieszenia po, wymaganej przez przyzwoitość, rocznej żałobie było trafne - na świat przyszły aż trzy latorośle, duma i chluba, obiekty miłości rodzicielskiej, nie to, co pierworodny dziedzic.

Bo widzicie, prawda jest taka, że królowi wcale nie było szkoda ubitej baletnicy. Po prostu żaden porządny król nie może mieć tylko jednej żony na swoim koncie. Zapytajcie Henryka VIII.

    Och, nie był całkiem skreślony - macocha w swej prostej naturze chciała traktować chłopaka jak swojego, gdy podrósł na tyle, by rozumieć świat -  nawiązać przyjacielską relację na równych zasadach z tym ponad wiek poważnym dzieckiem.

Doprawdy, plebs. Że też mogła mu współczuć w okresie, gdy wszyscy powinni się odwracać mało szlachetną częścią ciała do naszej Mary. W wolnym tłumaczeniu: już jako trzylatek był bardzo dojrzały, dlatego nie pluł kaszką tak po prostu. W swojej dojrzałości pluł kaszką prosto w twarz paskudnej macochy.
    A tu - mur obojętności; uczył się trzymać ludzi na dystans już od pierwszych dni życia, po pierwszym grymasie rozpaczy i zawodu na łagodnej zwykle twarzy ojca.

Wtem mur! Człowiek uczy się całe życie – ja właśnie się dowiedziałam, że istnieje coś takiego jak mur, który uczy się od pierwszych dni życia trzymać ludzi na dystans. W zasadzie jest to bardzo dobra cecha, jeśli chodzi o mur, chociaż wydaje mi się, że mogłoby być ciężko, gdyby na przykład zrzucał z siebie tak samo wrogów jak i  obrońców.

    Była sobie szczęśliwa rodzina, obok stał Sigurd. Nie wymuszał tego wyalienowania, by zwrócić uwagę otoczenia i dodać swej osobie tragizmu, och, nie!, zwyczajnie nie czuł potrzeby więzi z tymi ludźmi - ojciec, macocha, przyrodnie rodzeństwo, byli obcy, niepodobni.

Ani trochę nie wymuszał wyalienowania. Plucie kaszką było tak po prostu. Zaś pojawianie się na zdjęciach jedynie w charakterze cienia na podłodze wynikało z jego specyficznej urody. Nie kurnać, on tak nie wymuszał, jak Zawisza nie walczył pod Grunwaldem.
   
    Kochałby matkę, gdyby żyła; kochałby jej ciemny warkocz pachnący kurzem z tiulowych spódnic, kochałby wąziutkie nadgarstki, które można było otoczyć palcami jak obręczą.

Matka nigdy nie myła włosów. Nie prała też ubrań. A na co dzień paradowała w takich kieckach.
 A była królową.

    Enigmatyczność, nieprzejrzyste zwierciadła duszy, dwa jeziorka rtęci - najlepsza obrona przed wszystkimi.

Dwa jeziorka rtęci mogą być obroną pod warunkiem, że oblejemy nimi przeciwników. To silnie toksyczny pierwiastek, powodujący poważne komplikacje, dawniej lek na kiłę. W zasadzie to ostatnie zastosowanie też może tutaj mieć znaczenie. Niektórzy podobno zauważyli tutaj opis oczu.

      Jest tak podobny do matki, że podobieństwo to aż boli; gdyby żyła, można by uznać ich za rodzeństwo z kazirodczego związku, a przynajmniej tak ktoś kiedyś powiedział; Sigurda niezwykle to rozbawiło.

Po pierwsze: wiemy, że jest podobny do matki. W tekście było już o tym cztery razy. Po drugie: co ma rodzeństwo z kazirodczego związku do podobieństwa rodzeństwa? Nadal nie mogę załapać tej zależności. Może to dlatego, że jestem uprzedzona wskutek propagandy takich bzdur niestworzonych jak cechy recesywne i dominujące...
   
   
    Śmieje się, pochylając głowę jakby w geście aprobaty, odsłaniając duże zęby; jest w tym szczerość, szyderstwo objawia się pozornie wesołym grymasem zaciśniętych, spękanych warg.

Koń. Z opisu wynika, że bohater jest koniem. Duże zęby, pochylenie łba, spękane wargi... Jaki koń jest, każdy widzi. Podejmie się ktoś policzenia ilości średników w tym tekście oraz tego, ile z nich zostało błędnie użytych?

    To jedna z dwóch rzeczy, które różnią go od matki nieboszczki - usta, blade, pogryzione, szerokie jak na mężczyznę; wzrost, jedyne, co ma po ojcu - wysoki, z ciałem wręcz pająkowato powyciąganym i szczupłym, ręce zwężające się w nadgarstkach, by przejść w szerokie dłonie o długich palcach z wyraźnie zarysowanymi stawami, lecz wszystko to znów przywodzi na myśl widmo tamtej kobiety.

Znów – ponad pół setki słów i jakby brak sensu. Rozłóżmy to na czynniki pierwsze: od matki różnią go dwie rzeczy. Którymi są usta i wzrost. Może jestem mało uduchowiona, ale ja tutaj jeszcze widzę zasadniczą różnicę płci. Oraz przeprowadzania procesów życiowych. Ale skoro tych różnic jest tak niewiele, możemy mieć nadzieję, że książę w najbardziej niespodziewanym momencie swojego życia dostanie rozedmy. A wtedy my – państwo wybaczą, kalambur niezamierzony – odetchniemy z ulgą.
   
    Przywołuje je blada, lekko ziarnista cera, przywołują proste rysy wpisanej w trójkąt twarzy, oczy okolone gęstymi, acz niedługimi rzęsami, tęczówki głębokie jak niebo, szare i jak niebo obojętne; czarne, wełniste włosy, spadające prostymi pasmami na ramiona i niżej, aż do łopatek.

Intryguje mnie twarz wpisana w trójkąt. Sto razy liczyłam już zadania z kołem wpisanym w trójkąt, ale z twarzą to jeszcze nigdy. Chociaż to mogłoby być ciekawe wielkość a podzielona przez odległość lewego oka od nosa oznacza twarzowość twarzy wpisanej w trójkąt. Oblicz wysokość trójkąta, wiedząc, że jest on równoboczny. Kolejna interesująca cecha wyglądu naszego geometrycznego konia – wełniste włosy. Grono ekspertów wydało jednogłośne orzeczenie: takie włosy mają niezłe właściwości termoizolacyjne, są doskonałym środowiskiem dla pcheł, a jak zamokną, to śmierdzą i stają się straszliwie ciężkie.


    Głębokie cienie kładące się na policzkach, tuż pod oczami, cień zarostu na szczęce i policzkach, to wszystko burzy iluzję nakładających się obrazów, idei złączenia, ostro zaznacza kontur osobnego bytu; sprawia, że Sigurd jest nieszczęśliwie tylko Sigurdem, aż Sigurdem.

Wniosek formułuje się tak: gość ma do tego stopnia wydatne kości jarzmowe i tak zaawansowane niedożywienie, że w miejscu policzków zieją jakby dwie jamy – otchłanie mroku. W dodatku nie sypia wcale, dlatego pod powiekami ma coś z misia pandy. Po czym następuje sentencja, która w zamierzeniu miała być czymś naprawdę głębokim i pełnym artyzmu, tymczasem ja śmiałam się jak głupia.


    Czernie, szarości, biele, to on właśnie. Bezpieczne kolory, które nie posiadają absolutnie żadnego wydźwięku, absolutnie nic.

Po pierwsze: mój czarny jest czarniejszy niż twój. Po drugie: jak, do ciężkiej wszetecznicy, kolory mogą nie mieć wydźwięku? Tak to sobie może dwóch malarzy pogadać, nie ludzie, którzy piszą. Jeśli dzień był szary, to czytelnik od razu czai bazę. Jeśli mówimy o człowieku w czarnym płaszczu, też mamy przed sobą jakieś skojarzenie. Nawet jak padnie hasło „biel”, to mózg działa, słowa reagują z ludzką wyobraźnią.

    Bo to jest tak, że niewielu to indywiduum lubi. A on dałby się polubić, o, proszę bardzo, może być sympatycznym człowiekiem. Tutaj jednak rzecz jest w czym innym; Sig w pewien sposób odpycha samym swoim istnieniem, taki to już element, co wprowadza chaos do mikrokosmosu społeczności - nie chodzi tu wcale o wyciągnie ludzi z łóżek o drugiej w nocy; porę tą zarezerwował dla siebie i tylko siebie.

Tak właśnie wygląda męska wersja zmierzchowej Belli. Ona też dałaby się lubić, jednak ma swoje małe wady. Przynajmniej w teorii. Potem z tekstu jeno wynika, że postać jest tak irytująca i chamska, że nie da się jej polubić. Aczkolwiek wszyscy w powieści właśnie za to Bellę wielbią. Mikrokosmos społeczności brzmi równie ładnie, co jest pozbawione sensu. Zaczynam doszukiwać się w tym tekście śladów drugiego Ja autorki. To ja chciało być bardziej poetyckie i walnęło wzniosłe sformułowania w zwykłym opisie postaci. A także [Achtung!] TĘ. TĘ, do wszetecznicy ciężkiej. TĘ nie TĄ.


    Jednakże nie zapuszczajmy się zbytnio w dygresję, później odnalezienie właściwych ścieżek bywa trudne; skoro i przy ścieżkach jesteśmy - uwielbia te rzadko uczęszczane. Duszy, umysłu i świata.

Syndorm Snowa once again. A to jest może połowa karty. Wychodzi mi, że Książę-Koń lubi kretynów, bo ścieżki ich umysłów są na pewno mało uczęszczane. Co zaś się tyczy ścieżek świata – zawsze chodzi na około. Znacie ten typ? Zapytasz „którędy na autostradę?”, on wyciągnie globus i się zaczyna... „Musisz przejść przez te góry, na końcu będzie stał Mongoł z kozą na postronku. Koza na szyi będzie miała dzwoneczek i jak nim trzy razy zadzwonisz, to zyskasz moc widzenia rzeczy, o których się filozofom nie śniło, etc”

    Lubi prowokować do włączania myślenia, zmiany perspektywy, wyjścia poza siebie - sam z ocierającą się o perwersję radością takowym praktykom się oddaje.

Ostry mindfuck. Ktoś poratuje?

    Stara się, by egzystencja składała się z drobnych przyjemności, codziennych rytuałów, które trzymają wszystko na miejscu - jest w pewien sposób neurotyczny, paznokciami wczepiając się w świat, który teoretycznie go nie obchodzi. Ma coś z kota - własne ścieżki, własne myśli. Lubi towarzystwo, obecność i niewerbalne jej oznaki; rozmowa, gwar, słowa bez ładu i składu, tracące swój uświęcony sens, to go odrzuca od grup, od dyskusji - a dyskutowałby chętnie, jak zawsze starannie dobierając słowo po słowie, tworząc coś pięknego i często kłamliwego.

W zasadzie taka ilość grafomanii jest aż szkodliwa dla środowiska. Minister Spraw Wewnętrznych właśnie złożył wniosek o zalanie tekstu betonową skorupą. Jak elektrowni w Czarnobylu.

Subtelność, to też dobre słowo; lubi obrażać ludzi w wyrafinowany, miły wręcz sposób. Wciąż bowiem, choćby i świat się walił, będzie chodzącą uprzejmością, lodowatą, serdeczną, oficjalną, szarmancką, zależy.

Znaczy obraża tak:
 – Milady, pani wybaczy, ale zmuszony jestem zauważyć, że kawałek klopsa, który tak szlachetnie mieni się na pani talerzu ma aż nadto dużo wspólnego z pani jakże urokliwym obliczem. A wyrafinowana barwa sosu koperkowego sprawia, iż nie mogę przestać myśleć o pani włosach, mających dokładnie taki sam kolor, milady.
 – Sir, nawet obraza w pana ustach brzmi jak najszczersza słodycz. Sir.


    Bawi się w tajemnicę, wdycha opary ekscentryczności, rzuci cytatem lub teorią jak ochłapem krwistego mięsa; jednocześnie szanuje twórców i nimi pogardza za swego rodzaju psychiczny ekshibicjonizm, od którego nikt, a zwłaszcza on, wolny nie jest.

Bardzo rozrywkowy jest nasz Czarny Książę. Przyjdzie taki z toporkiem rzeźnickim u pasa, urąbie ochłap cytatu i rzuci za siebie, nawet nie patrząc w kogo. A potem wszyscy się dziwią, że tłumy cytują Coelho.

    Rzadko podejmuje działanie; świat przepływa obok niego, albo też on płynie z nurtem zanieczyszczonej rzeki wydarzeń, czeka jak cierpliwy drapieżnik, analizuje - kocha analizowanie!, jak naukowiec, każdą jedną rzecz bada pod lupą z chłodnym zainteresowaniem, po rozebraniu na części pierwsze odrzuca i zajmuje się nowym, intrygującym bodźcem.

W przekładzie z polskiego na nasze: leń patentowany. Najchętniej to by się położył do góry brzuchem, ograniczył czynności życiowe do minimum i jedynie oglądał, jak inni coś robią. Zwróćcie też uwagę na wykrzyknik, a po nim przecinek. Jak dla mnie to głupota, ale być może morał ktoś wyczyta.

    Zwyczajnie nie rozumie potrzeby robienia czegoś na pokaz.

A odrzucanie kobiety, która wychodziła do niego z sercem na ramieniu to wcale nie pokazówa.

    Hipokryta, bo z własnego życia, świadomie lub nie, tworzy wielkie, wspaniałe widowisko.

I to jego życie to jest obłuda, tak? Fałsz, pic na wodę? Znaczy, że jego naprawdę nie ma, nami rządzą komputery, a ja tak naprawdę niczego  nie analizuję? Co za ulga! To teraz mogę już sobie iść.

    A jednak, zabawa w kreowanie siebie, zabawa w kalekiego boga okrutnych wewnętrznych światów trwa dalej, więc dobrze jest. Pójdzie do grobu z podniesioną głową, zakocha się w smutnej prostytutce, napisze coś na miarę Whartona, jeszcze bijące, wyrwane z piersi serce uczyni obiektem kultu, wprowadzającym w trans zaśpiewem poderwie do transcendentalnego tańca dwie osoby, nie licząc kota; ot, miłe duszy surrealistycznej wizje przyszłości. Żałosne.

To ostatnie zdanie jest najlepszym podsumowaniem, jakie mogła sama wystawić sobie autorka. Amen.

Krótki wniosek: jeśli uważacie, że poniższy tekst nie ma w sobie nic złego... Może przystopujcie i działalność literacką ograniczcie do minimum.

Wyszłem na podwórze
Spojrzałem ku górze
Nad lasem lecą łabędzie
chyba wiosna będzie.

26 komentarzy:

  1. [A ja napiszę, co mnie denerwuje. Bo właśnie weszłam na stronę jakiegoś bloga i aż mną wstrząsnęło.
    Po raz kolejny się z tym spotykam. Za pierwszym razem, to było coś nowego, świeżego i fajnego. Ale teraz wydaje mi się to co najmniej głupie i bezsensowne.
    http://www.picshot.pl/pthumbs/large/253279/hm.JPG
    http://www.picshot.pl/pthumbs/large/253281/bez%C2%A0tytu%C5%82u.JPG
    http://www.picshot.pl/pthumbs/large/253280/hmm.JPG]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [O. moje. Różnych ludzi wkurzać mogą różne rzeczy, ja to akurat uważam za sympatyczny pomysł :)]

      Usuń
    2. [Ja nie widzę sensu w wypisywaniu kilku zdań i słów bez większego sensu.
      Zgubiony kolczyk. Teraz skrzynka zniknęła. A co do picia? Osiołek. Soczek Kubuś. Dziesięć sekund. Jak go zobaczę, to mu przyłożę. Przechowywać w suchym i zacienionym miejscu. Przysięgam, że coś słyszałem. Co on tu robi? Król-Bóg. Bibeloty na stoliku. Rzekłam. Tyczkował nade mną. Gigantyczny robal. Trzy pszczoły.]

      Usuń
    3. Nie mam żadnego pomysłu i argumentu na udział w tej wywiązującej się rozmowie, ale przypomniał mi się taki cytat: Jeżeli brak sen­su na­daje sens, to czy po­siada­nie sen­su to bezsens?

      Albo może i się wypowiem...
      Czasami w kartach znajdują się rzeczy, bez których Autor nie byłby Autorem. Coś, co się robi, choć właśnie nie ma sensu, albo jest zwyczajnie oklepane, choć kiedyś było "świeże i nowe".
      Ja na przykład zawsze mam w tytule Lema, nawet, jeśli kłóci się to z regulaminem, a na zdjęciach Birdy.
      To takie drobne rzeczy, do których Autor jest przywiązany i po prostu dodaje, choć nie ma to najmniejszego sensu i czasem niszczy kartę. Ot.

      Usuń
    4. I wciąż będę uważać, że dobrze dobrane 'bezsensowne kawałki zdań' mogą całkiem nieźle odnosić się do postaci, którą opisano powyżej/poniżej, jeśli ktoś raczy dokładnie przeczytać kartę, a nie zatrzymać się na swoim wielkim poirytowaniu jej początkiem w tej formie ;) Popieram Maga!

      Usuń
    5. W sumie to mi też to przeszkadza. Powinniście ogarnąć, bo to w sumie żałosne. :/

      Usuń
    6. Najbardziej w sumie żałosne jest niepodpisywanie swoich postów :)

      Usuń
    7. To samo miałam właśnie napisać co do niepodpisywania się. A jeśli chodzi o urywki zdań - nawet jeśli nazwać je bezsensownymi, to nie znaczy, że są nieprzemyślane. Przy odpowiednim doborze potrafią dużo powiedzieć.

      Usuń
    8. Anonimowy nr 1 (Ania)17 listopada 2012 23:23

      [Jeśli ktoś jest po prostu Anonimem, nie ma postaci na żadnym blogu i zwykle nie odzywa się na Grupowie, to co Wam to da, że podpiszę się Kasia? Albo Lupa. Albo Czytelniczka. Albo jakkolwiek inaczej?
      Przy odpowiednim doborze - okej. Ale większość takich przypadków to po prostu zdania i słowa wzięte z dupy. Nie wiem, z leżących obok książek. Na zasadzie: gdzie się otworzy, na co spojrzę, to wezmę.]

      Usuń
    9. Póki jest jeden Anonim, to jeszcze względnie toto może funkcjonować. Ale jak więcej? To da przynajmniej jakieś rozróżnienie.

      A co do dobierania takich słów - zapytam, w jaki sposób odróżnisz, czy te słowa/zdania były dobrane przypadkowo czy nieprzypadkowo. Jedna sprawa to patrzeć na nie jako na jakąś całość, a druga - w zestawieniu z resztą karty.

      Usuń
    10. Anonimowy nr 1 (Ania)17 listopada 2012 23:43

      [Zawsze czytam całość karty. I naprawdę często te urywki mają jakikolwiek sens lub wyjaśnienie w karcie. Nie mówię konkretnie o przykładach, które podałam u góry, te screeny to był skrót myślowy, żeby pokazać, a nie opisywać dokładnie, o co mi chodzi.]

      Usuń
    11. "I naprawdę często te urywki mają jakikolwiek sens lub wyjaśnienie w karcie." Z tego by wynikało, że jednak mają ;)

      Nie mówiłam o wcześniej podanych screenach, tylko ogółem - ale jak już o nich mowa, to kojarzę dwie z trzech kart i w tych przypadkach, według mnie, do reszty karty i wizerunku postaci się odnosiły. W jakimś stopniu, w każdym razie.
      I nie mówiłam, że w karcie ma być ich wyjaśnienie. Osobiście traktuję je bardziej jako uzupełnienie całej reszty, ot - rzeczy, które się tłuką po głowie, a problem, żeby je jakoś ująć i złożyć w jedną całość. Albo nie aż tak ważne, żeby się rozpisywać. Jak dla mnie - kwestia gustu, jak wszystko. Jednym się podoba, innych denerwuje, a inni powiedzą, że ni ziębi, ni grzeje.
      I jeszcze jedno - dlaczego za pierwszym razem było to "coś nowego, świeżego i fajnego", a potem nagle coś głupiego? Jeżeli podobną rzecz zaczęła stosować w kartach większa liczba osób, to mogło się toto stać nudne, mało oryginalne - ale sama forma się przecież nie zmieniła.

      Usuń
    12. Anonimowy nr 1 (Ania)18 listopada 2012 00:02

      Tfu. Nie mają jakiegokolwiek sensu. ;)

      Bo za pierwszym razem widziałam w tym właśnie jakiś sens i odniesienie w karcie. A później większość autorów zaczęła używać tego jako swego rodzaju ozdobnika. Bez żadnego pomysłu, bez niczego. Ot, żeby sobie napisać, bo to fajne.

      Usuń
    13. I właśnie dlatego potraktowałabym to jak jeden z wielu schematów, który jest sobie po to, żeby być. Zdarzają się dużo gorsze rzeczy ;)

      Usuń
    14. Anonimowy nr 1 (Ania)18 listopada 2012 00:13

      Oczywiście, że tak. Wskazałam tylko coś, co mi się nie podoba. Nie uznaję tego za największe zło świata, czy ogromny problem blogosfery. :)

      Usuń
    15. W takim razie nie wiem, co tam robi kawałek mojej karty. Aż się pofatyguję, skopiuję i przeanalizuję, jak wiele bezsensu tam jest.

      Kraków - proste, urodzony w Krakowie
      02.02.1978 - nic do wyjaśniania
      Włodzimierz Józef - syrjusli, tato? - Włodzimierz Lenin i Józef Stalin, ktoś tego nie skojarzył?
      odczep się od mojej ciąży spożywczej - ma epickie ADHD, więc pewnie traci dużo energii, czyli pewnie dużo je, nie|?
      z tych Zamoyskich - czyli herbowy
      ADHD - nic do wyjaśniania
      całe życie na polibudzie - wszystkie trzy etapy studiów odbył na polibudzie, było o tym w karcie wyraźnie napisane
      człowiek z Huty - była wzmianka w karcie o Hucie, i bez niej nie byłoby się trudno domyślić, o co chodzi
      ugotowałem obiad, ślunskie czypsy - antytalent kulinarny
      myślowy durszfal - ma wieczną gonitwę myśli i nie może się skupić, co ma sens w odniesieniu do nadpobudliwości
      zaraz lecę do domu, tylko zdam skład - nawiązanie do pracy, o której jest wyraźnie napisane w karcie
      Niewidzialny Różowy Jednorożec - nie interesują go sprawy religijne
      sra tęczą - jest pozytywnym człowiekiem, co opis charakteru potwierdza
      mówią mu Waldek - nic do tłumaczenia
      kofeina to twój wróg, nikotyna - twój przyjaciel - nie pije kawy, pali
      pomiń reklamę - niecierpliwy, więc drażnią go reklamy na wszelkich jutjubach i innych, bo stąd to stwierdzenie pochodzi
      ranny ptaszek - nic do wyjaśniania
      duże dziecko - opis charakteru się kłania
      chciał być listonoszem - proste do ogarnięcia
      pociąg TLK Pobrzeże z Kołobrzegu do Krakowa Głównego zwiększył opóźnienie do dziewięciu godzin - nawiązanie do pracy
      dobrze a niedługo czekać - niecierpliwy, w opisie charakteru było
      kto to, kurwa, posprząta, kto? - pierwszy ozdobnik
      złote dziecię, napierdala na... skrzypcach - bo na skrzypcach gra
      forever failing - jest totalną łamagą
      nie lub ludzi z agiehu, bo tak - jeśli komuś nie jest znany konflikt wszelkich krakowskich uniwersytetów, to już nie mój problem :3

      Odnalazłam jeden bezsensowny ozdobnik, którego mogłoby tam nie być, wśród informacji które bardzo jasno i konkretnie odnoszą się do postaci. I założę się, że większość z tych 'zbitków' dałoby się tak wyjaśnić, jednak ja się tego podejmować nie zamierzam, bo tylko co do własnej postaci mam pewność. Mnie tam nie boli, że to się komuś nie podoba, ale chciałam pokazać, że to miewa sens i nie polega na zasadach z serii 'wrzuć wszystko co wpadnie ci do głowy'.

      Usuń
    16. Anonimowy nr 1 (Ania)18 listopada 2012 00:23

      "[Nie mówię konkretnie o przykładach, które podałam u góry, te screeny to był skrót myślowy, żeby pokazać, a nie opisywać dokładnie, o co mi chodzi.]"

      Poza tym, widocznie Cię to boli, skoro tak się postarałaś. :)

      Usuń
    17. Spędziłam nad tym dosłownie trzy minuty, a analizę moich reakcji na określone bodźce pozostawimy sobie na inną okazję :)

      Usuń
    18. Drogi Anonimowy nr 1, czyli Aniu.
      To nie jest kwestia - boli, nie boli. Niektórzy lubią mieć sprawę postawioną jasno, ja zresztą też.

      I dobrze, nie musimy mówić konkretnie o przykładach z góry, zresztą to już mówiłam. Ale jak już chciałaś pokazać, o co i chodzi, to Killuś ma na myśli to, że przykłady tego nie pokazują, jak sądzę. Bo nie są tymi całkiem bezsensownymi.
      Wycinek z Gabrysiowej, po sąsiedzku, też nietrudno by uzasadnić.

      Usuń
    19. Dokładnie. Raz - lubię wyjaśniać sprawy do końca, dwa - przykłady były co najmniej niefortunne. A mnie naprawdę mało obchodzi, co się komu podoba, zwłaszcza jeśli nie znam człowieka :3

      Usuń
  2. Hm, wolałam jak używałaś do artykułów urywków kart i kiedy to było bardziej jakieś takie anonimowe... Bo teraz to mi się bardziej z oceną postu skojarzyło, no a chyba nie o to tu chodzi...
    Taka mała uwaga z mojej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. anonim Karoliną zwany18 listopada 2012 00:14

      Zgadzam się z osobą powyżej. Chwilami mam wrażenie, że z jakiegoś powodu Leeshka nie lubi autora/autorki komentowanej karty. Komentowanej, bo do tego w zasadzie sprowadza się artykuł: do skomentowania, do krytykowania, w zasadzie od góry do dołu, karty jednej konkretnej postaci. Co więcej, niektóre komentarze są po prostu zbędne.
      Taka moja opinia ;)

      Usuń
  3. A mnie się taka analiza kart postaci bardzo podoba i chętnie przeczytałbym znowu coś takiego. Ale zapewne to jednorazowe...
    Ogólnie - fajny artykuł. Mnie w kartach postaci bardzo irytuje przekombinowanie, swego rodzaju "mniszkowatość". Przez to coś, co miało być niesamowicie głębokie i poważne, i skłaniające do rozmyślań nad sensem życia, staje się po prostu śmieszne. Chętnie podałbym linki do takich kart, nawet wiem, gdzie one wiszą, ale są z blogów już nieaktywnych, więc chyba nie ma to sensu.

    A na Hogwartach rzeczywiście często występuje podejście typu: "BENDOM SEKSY!" albo "ZGWAŁCĘ CIĘ! KURWA ORGAZM!!!!!11", ale nie charakteryzuje to wszystkich. ;)

    A postać z analizowanej karty ma z pewnością zaburzenia psychiczne, ale wiesz... Sama przyznałaś, że śmierć jego matki była bardziej tragiczna od śmierci matki Amelii, a ona do normalnych nie należała! :D


    Komentarz pisałem ja. Czyli ten, co w podpisie miał "Fitzroy Brosnan", ale nie chciało mi się teraz logować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba mogę się wypowiedzieć. Mój twór (tfu, tfu, nie lubię tego słowa), mam prawo do nikomu niepotrzebnych tłumaczeń i usprawiedliwiania się.
    Nie mam nic przeciwko krytyce, tak na początek zaznaczę. Ale wyśmiewania nie lubię - i właśnie jako wyśmiewanie to odebrałam.

    W każdym razie - lubię trudne słowa. I długie zdania. W normalnych rozmowach też ich używam; jakoś nikomu nie wadzą. W Kartach Postaci z kolei często umieszczam dziwaczne i zrozumiałe tylko dla mnie nawiązania. Choćby tutaj - próbowałam (w swoim rozumieniu) naśladować styl Nabokova - zdaję sobie sprawę, że do niego mi bardzo daleko - a właściwie, to styl konkretnej powieści, "Ady albo Żaru". Z "Adą..." jest ten ciekawy problem, że jedni wynoszą ją pod niebiosa jako największe dzieło tego autora, a drudzy mieszają z błotem, uznając za literackie dno; jest tam mnóstwo aluzji literackich, filmowych, filozoficznych, historycznych, styl przesadzony, rozwlekły i momentami patetyczny. O to chodziło, przynajmniej w moim rozumieniu - Nabokov chciał sam siebie wyśmiać.
    Próbowałam zrobić coś podobnego - styl pisania w teorii miał być podobny, nieco pośrednich (i dosyć zawoalowanych) nawiązań też tam jest, niekoniecznie do "Ady..." czy innych książek Nabokova. I próbowałam wyśmiać siebie - moją skłonność do zbyt drobiazgowych opisów i wielokrotnie złożonych konstrukcji zdaniowych. Ale cóż, każdy odbiera, jak chce - a tekst opatrzony komentarzem (odbieranym przeze mnie jako - oczywista - złośliwy) będzie inaczej widziany.

    Mogłabym jeszcze strzelić internetowego focha (o ile wcześniej tego nie uczyniłam) i zapytać - a co, lepiej piszesz? Albo, inaczej - wciąż radzisz, jak nie pisać i wyśmiewasz schematy. Daj więc może przykład dobrze napisanej Karty Postaci, żeby był jakiś punkt zaczepienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobra, ja ogarnęłam tę całą historię z Nabokowem i tak dalej, nie wnikam, ale często umieszczam dziwaczne i zrozumiałe tylko dla mnie nawiązania tutaj mamy problem. Bo jeśli coś jest zrozumiałe tylko dla autora, to nie wrzucamy tego w internety i nie oczekujemy, że ktokolwiek będzie rozumiał, co autor miał na myśl. A mam przekonanie graniczące z pewnością, że dobrze by było rozumieć, o co chodzi człowiekowi, z którym mamy później prowadzić wątki.

      Niekoniecznie popieram to, jak został pomyślany i napisany ten artykuł, ale karta do wybitnych nie należała. Raczej do chcących być wybitnymi, póki co bezskutecznie. Nie będę cię jednak do niczego zniechęcać, nie powiem - idź i nie pisz więcej. Przeciwnie - pisz jak najwięcej, a kiedyś twoje literackie naśladownictwo zacznie mieć jakikolwiek sens, bo tego brakuje w analizowanej/krytykowanej/wyśmiewanej (podkreśl właściwe) karcie. Mamy przerost formy nas treścią - dokumentny i totalny. Treści są tutaj okruchy, a spektakularność formy jakby lekko kulawa.

      Usuń
    2. O, i właśnie to rozumiem - konkretne określenie, co jest źle i co należy poprawić, a nie "A-hahaha, jakie to żałosne, weź się schowaj i nie wychodź, umrzyj" (bo stosując ten zabieg, to i u Bułhakowa,Camusa, Manna, White'a czy Marqueza można znaleźć grafomanię).

      Co do tych nawiązań z kolei - po prostu nie potrafię napisać, że firanki były niebieskie, bo takie powiesili i kropka, to zbyt mainstreamowe, kolor firanek musi mieć ukryty sens!, dodatkowo, momentami miewam głupią nadzieję, że jak Internet długi i szeroki, to znajdzie się chociaż jedna osoba, której coś zatrybi. Cóż.

      Usuń