sobota, 5 stycznia 2013

Szafa gdańska, różowy dres i pomidory.
Czyli o opisywaniu charakteru.



disclaimer – w artykule występują potężne uogólnienia, żeby nie zajął dwudziestu stron i nie stał się rozprawą psychologiczną, do której tworzenia nie mam zresztą podstaw teoretycznych

Suchy opis charakteru to w moim odczuciu stosunkowo zbędny element. Zanim podniosą się głosy sprzeciwu, niechże będzie mi dane wyjaśnić, jak zapatruję się na ujmowanie osobowości bohatera przy tworzeniu karty postaci, żeby w moim świecie można ją było uznać za satysfakcjonującą. Ciężko stworzyć jedną formułę i nakazać wszystkim stosować się do niej bezwzględnie, bo ktoś zarządził i nie ma wyjścia, trzeba pisać wedle jego widzimisię. Ale można się oddać refleksji, jak opisywać charakter, żeby było oryginalnie, przyjemnie i - przede wszystkim - sensownie. Zaczynajmy w takim razie, pomijając tradycyjny Killusiowy wstęp długości przeciętnej pracy doktorskiej

Większość zgodzi się z twierdzeniem, że ludzie są różni - są tacy i owacy, a zdarza się, że są jeszcze inni. Czyli liczba potencjalnych osobowości zdaje się być niewyczerpana, prawda? Prawda (tak, lubię sama sobie odpowiadać na pytania). Co z kolei prowadzi nas do jasnego wniosku, że każdy stworzony bohater może być obdarzony przez autora innym charakterem. Owszem, możliwości są niemalże nieograniczone, jednak psychologia to nie zjawisko, w którym panuje absolutna anarchia; powstawaniem osobowości kierują pewne zasady. Jeszcze prościej? Charakter człowieka nie może być niespójny i oparty na paradoksach, bo niebezpiecznie zbliżamy się wtedy do ideału mężczyzny według sfrustrowanej części kobiet, a ten biedny facet jest skazany na rozszczep osobowości, jeśli chciałby spełnić wszystkie wymagania. Czyli, tak całkiem łopatologicznie, tworząc bohaterów o niespójnych charakterach, skazujemy ich na schizofrenię. Nieuświadomioną do tego.
Nie mam zamiaru w tym artykule wyjaśniać procesu konstruowania osobowości, bo każdy z czytelników miał okazję przeżyć przynajmniej kilkanaście lat na tym świecie i jeśli dobrze się zastanowi, będzie w stanie prześledzić rozwój swojego własnego charakteru na przestrzeni lat i znaleźć okresy, w których coś się zmieniało, a jedne cechy były zastępowane przez inne. Taka autorefleksja może się zresztą przydać, ale to nie jest grupa wsparcia (i ja nie czuję się kompetentna, żeby wypowiadać się na tematy związane stricte z psychologią), więc postaram się skupić na kwestii, której artykuł sam w sobie ma dotyczyć. Czyli na charakterze bohatera blogowego i jego opisie.

Jeśli według zasobu posiadanej wiedzy, realiów kulturowych i całej masy innych czynników jesteśmy w stanie stwierdzić, że coś jest jednoznacznie białe, nie może być to czarne. Brzmi jak oczywista oczywistość i zasadniczo jest to oczywistą oczywistością, bo poddaje się regułom bardzo ogólnie rozumianej logiki. W bardzo poważnym uproszczeniu można stwierdzić, że również cechy charakteru poddają się tym prawom, jednak muszę powtórzyć, że w tym momencie naprawdę upraszczam sprawę. Człowiek nerwowy postępuje jak człowiek nerwowy, więc w pewnych momentach swojego życia podejmuje nieprzemyślane decyzje, bo działa wedle impulsów, których powodem powstania jest właśnie ta nerwowość. To nie oznacza, że nie da się być nerwowym racjonalistą, ale na pewno nie da się być z gruntu nerwową oazą spokoju. Wyobraźmy sobie nerwowego racjonalistę podczas kłótni. Ma rzeczowe argumenty, myśli logicznie i jednocześnie jest pod wpływem silnych emocji, które wytwarzają choleryczną otoczkę całej dyskusji. Mamy to. Natomiast nie jesteśmy (a przynajmniej ja nie jestem) sobie w stanie wyobrazić jak zachowywałby się podczas kłótni drugi wymieniony typ – nerwowa oaza spokoju, bo to są dwie cechy, które traktowane jako równoważne absolutnie się wykluczają. Wyjściem z tej sytuacji jest stwierdzenie, że określony bohater jest człowiekiem z gruntu spokojnym, jednak wyprowadzony z równowagi ma skłonność do nerwowych reakcji. Czytający to zdanie zapewne stwierdzi, że to ten typ, który nie zrobi awantury tramwajowej emerytce o potrącenie go torebką, ale przy nagromadzeniu frustrujących czynników jego stoicki spokój może zostać w znaczący sposób zachwiany. To ma sens i jest spójne, jednak nie nadaje się do określenia mianem postępowania człowieka, który jest jednocześnie spokojny i nerwowy. Mam nadzieję, że to pokrętne wyjaśnienie w jakikolwiek sposób było zrozumiałe, a sprowadza się do samych podstaw tworzenia tekstu – odpowiedniego doboru słów, który nie pełni jedynie roli ozdobnika, ale w większości przypadków odpowiada za sensowność tego, co piszemy.

Najłatwiej będzie przedstawić na konkretnym przykładzie zjawisko blogowej schizofrenii.
Rozbrykany, tajemniczy, irytujący. Nieco odważny, czasami tchórzliwy, jak to zwykle bywa u ludzi. Ryzykant. Strasznie leniwy, uparty i pyskaty. Czasami mówi prawdę, a czasami kłamie prosto w oczy.  Czasami buntuje się przeciwko nałożonym nakazom i zakazom. Małomówny samotnik, który unika towarzystwa (chociaż czasami i takowym nie pogardzi). Kłótliwy psotnik. Cierpliwy, w miarę spokojny i opanowany, jednak jest obojętny na to co się wokół niego dzieje. Bystry i błyskotliwy. Skłonny do bójek i bijatyk (alkoholowe imprezy, także często odwiedza). Sprytny, często ironizuje (więc ironia i sarkazm, nie są mu obce). Urodzony improwizator (można by rzec, że jego całe życie to czysta improwizorka). Klnie jak szewc, ale jemu to nie przeszkadza. Uważa, że każdy wyraża emocje na swój sposób.
Pomińmy kwestię tego, jakiej jakości jest sam tekst, a zajmijmy się tym, co przekazuje, bo to o wiele ciekawsze niż wynurzenia o braku stylu, ładu i składu. Blogowa schizofrenia w pełnej krasie, mili państwo! I jednoczesna próba stworzenia tego, o czym już pisałam wyżej – faceta idealnego, który ma spełnić wszystkie możliwe wymagania, więc być jednocześnie spokojnym i szalonym, grzecznym i zbuntowanym, troskliwym i szorstkim i tak dalej, i tak dalej.
Należy umieścić ten fragment w pewnym kontekście. Cała karta pisana jest z perspektywy narratora wszechwiedzącego, który z założenia zna postać dokładnie taką, jaka ona jest. Nie mamy tu więc do czynienia z częstym zabiegiem tworzenia karty na zasadzie pierwszego wrażenia, jakie sprawia postać i rozwijania tego wrażenia, zdradzając coraz to więcej szczegółów na jej temat.
Cechy zielone tworzą obraz standardowego złego chłopca, buntownika przeciwko wszystkiemu i wszystkim, być może nawet uroczego awanturnika, który w połączeniu z przyjemną buźką zyskałby grono fanek, gotowych rozłożyć nogi swych bohaterek przed tym niesamowicie pociągającym zjawiskiem.
Cechy czerwone należałoby przypisać raczej posępnemu intelektualiście, który usiłuje być głęboki i z własnej woli poddaje się towarzyskiemu ostracyzmowi, żeby poświęcić długie godziny na rozmyślanie o kwestiach, które przeciętnemu Kowalskiemu zbyt często głowy nie zaprzątają, więc ktoś musi zajmowanie się nimi uznać za swój pomysł na życie. Również pociągający typ.
Sformułowania podkreślone w cudowny sposób pokazują nam niespójność charakteru opisywanego bohatera, co sam autor – pewnie nieświadomie – podkreśla użyciem określonych słów (np. wszechobecne czasami). Nie wiem jak wy, ale ja mam dziwne przekonanie, że człowiek mający daną cechę charakteru dysponuje nią przez cały czas, dopóki stanie się coś, co zmieni jego osobowość. I coś raczej nie jest inną fazą Księżyca, ale pewnym znaczącym wydarzeniem. Tutaj również przydałby się jakiś przykład, ale tym razem będzie on po prostu wymyślony na poczekaniu i bardzo banalny.
Nasz bohater ma na imię, powiedzmy, Cameron. Cameron żyje sobie spokojnie z poślubioną przed kilkoma laty kobietą - Kimberly. Nic nie zapowiada tragedii, gdy pewnego poranka Kim czeka jak co dzień na przejściu dla pieszych na zielone światło. Poprzedniej nocy panowała niska temperatura, a Kimberly wychodzi z domu bardzo wcześnie, więc a drogach jest ślisko, a warunki do jazdy nie są najlepsze. Gołoledź zbiera straszne żniwo – kierowca samochodu traci panowanie nad pojazdem i uderza w kobietę, zabijając ją na miejscu. Dotąd radosny, beztroski i nieco niedojrzały Cameron z dnia na dzień jest zmuszony stawić czoła ogromnej stracie, która sprawia, że staje się innym człowiekiem – zgorzkniałym, niespokojnym i wiecznie przygnębionym pesymistą. Nie może jednak bez końca trwać w żałobie, więc nie dając sobie samemu rady z akceptacją zaistniałej sytuacji, postanawia rozpocząć terapię, która po wielu miesiącach przywraca mu spokój i na nowo uczy czerpać radości z życia.
Przykład okrutnie oczywisty, jednak na nim widać dobrze wydarzenia, które sprawiły, że osobowość bohatera uległa znaczącej zmianie. Najpierw mamy moment – jedno wydarzenie wywraca życie postaci o sto osiemdziesiąt stopni, a tym samym czyni go zupełnie innym człowiekiem niż ten, którym był przed zaistnieniem całej sytuacji. Później – długotrwały proces, którego ostatecznym efektem jest kolejna transformacja. Bohater nie zapomniał jednak o tym, kim był przez całe swoje życie i jak wyglądała jego osobowość w określonych odcinkach czasu, co również wpływa na teraźniejszy jej obraz.
Mam nadzieję, że moje wnioskowanie jest względnie jasne, a jeśli znów wpadłam w swoją manierę rozwlekania i plątania wszystkiego tak bardzo, jak to tylko możliwe, esencja brzmi następująco – człowiek jest tchórzliwy/spokojny/tajemniczy, dopóki określone okoliczności nie sprawią, że stanie się odważny/niespokojny/otwarty.
Ta zasada nie dotyczy oczywiście cech, których ujawnienie się jest sprzężone z sytuacją, napotykanymi ludźmi, nastojem i innymi czynnikami mniej lub bardziej zależnymi od bohatera. Jednak to zupełnie inna kwestia, którą każdy może zaobserwować na sobie. W otoczeniu niewielkiej grupy przyjaciół introwertyk będzie zachowywał się inaczej niż w momencie, kiedy znajdzie się w dużym zbiorowisku obcych ludzi. Szalonego ekstrawertyka zajmowana posada zmusić może do odsunięcia na dalszy plan zestawu cech, który każe mu robić setki zwariowanych rzeczy, bo podczas spotkania z poważnym kontrahentem liczyć się będzie przede wszystkim umiejętność prowadzenia rzeczowej rozmowy w oficjalnym tonie. Takie zjawisko nie trąci schizofrenią, ale jest wyrazem tego, jak wiele zależy od sytuacji i otoczenia. Podobnie dzieje się, kiedy spotykamy przyjaciela i osobę, za którą nie przepadamy – ujawniają się zupełnie inne cechy charakteru, co nie znaczy, że sama osobowość jest niespójna.
Przy okazji dowiedziałam się, że obojętność to przeciwieństwo spokoju, opanowania i cierpliwości. Ale to tak tylko na marginesie.

*

Kolejna kwestia to sam opis charakteru postaci. Na początku powstaje pytanie, czy w ogóle oddzielać go od biografii, skoro równie dobrze można wpleść cechy osobowości postaci do opowieści o jego życiu. Ja osobiście jestem zwolenniczką tej właśnie opcji, ale zdarza mi się również dopisać kilka zdań na temat charakteru, łącząc ten skromny opis z zainteresowaniami bohatera i małym ‘śmietnikiem’ ciekawostek na jego temat. Przyjmijmy, że przez chwilę nie jestem Killusiem, ale osobą, która wybrałaby oddzielenie opisu osobowości postaci od jej biografii i zastanówmy się nad tym, jak tego dokonać, żeby nie było banalnie, miałko i ogólnie rzecz biorąc wtórnie, beznadziejnie i niefajnie. A to wcale nie takie proste zadanie.
 Nie chcę robić za naczelną Ciocię Dobra Rada, która zjadła wszystkie rozumy i zna receptę na sukces w każdej kategorii, dlatego nie napiszę, jak według mnie powinien wyglądać doskonały opis charakteru. Czyli – w domyśle – jak ja je tworzę, bo nawet moje samouwielbienie nie idzie tak daleko, żeby swoje zapatrywania i wytwory uważać za najlepsze i jedyne-słuszne. Dostaniecie ode mnie mini poradnik dotyczący głównie tego, czego pod żadnym pozorem robić nie należy.

Najpierw polecałabym zastanowić się, jaki bohater ma być. Brzmi jak kolejna oczywista oczywistość i rada rodem z tygodnika Naj, ale… serio, przemyślcie to, zwłaszcza w odniesieniu do biografii postaci. Tutaj mamy do czynienia z dwoma sprawami, które należy wziąć pod uwagę – realizm i argumentacja. Nikt nie powiedział, że bohater, którego dzieciństwa nie da rady nazwać idyllicznym nie może być po latach wrażliwym i otwartym optymistą, a ten wychowany pośród dostatku koniecznie musi wyrosnąć na miłującego jedynie pieniądze chama. Jednak tu pojawia się pytanie, dlaczego właśnie tacy nasi panowie są teraz, skoro ich szczenięce lata raczej to uniemożliwiają. Czytelnik nie domyśli się sam, że bohater, który w dzieciństwie przeszedł przez piekło wszelkiej patologii, spotkał w pewnym momencie swej życiowej drogi pewną osobę i to ona swoim zachowaniem, słowami i czynami sprawiła, że naszemu panu zmieniło się patrzenie na świat. Przykłady powodów ukształtowania charakteru w taki czy inny sposób można by mnożyć, jednak sprowadza się to wszystko do najważniejszej sprawy – argumentacji. Niezgodne z ogólnie pojętą logiką cechy pozostawione bez odpowiedniego wydarzenia, człowieka lub procesu, który uargumentuje zmianę poprzedniego stanu rzeczy, wyglądają dziwacznie i tworzą przepaść pomiędzy wydarzeniami z życia bohatera a tym, jaki on w zasadzie jest. Kształtowanie się charakteru funkcjonuje na jakichś zasadach, jak już wspomniałam – nie działa jak jedna wielka anarchia, wiele zależy od wychowania, kultury, przeżyć i całej masy innych czynników, których zidentyfikowanie nie jest skomplikowane, jeśli na tym pięknym świecie spędziło się już trochę czasu. A najprawdopodobniej nikt z grona autorów blogów grupowych nie przyleciał z odległej planety, gdzie wszystko funkcjonowało inaczej. Ale jeśli taki by się znalazł, chętnie go poznam.
Co się zaś tyczy samego opisu, przede wszystkim zrezygnowałabym z formuły zakładającej stworzenie suchej listy cech, bo to jest po prostu mało atrakcyjne, a mało atrakcyjne teksty nie wzbudzają zainteresowania, czyli mogą zostać pominięte, co w przypadku blogów grupowych pożądane nie jest. Sporządzenie prostego spisu nie wymaga również szczególnie wielkiego kunsztu pisarskiego, a przecież publikowane gdziekolwiek twory świadczą o autorze, spod którego ręki wyszły. A ja w końcu żyję w idealnym świecie tęczy i jednorożców, gdzie ludzi interesuje, jak współbracia w blogerstwie odbierają to, co czytają i nie mają wymagań na tyle niskich, żeby zadowolić ich mógł na przykład cytowany wyżej fragment.
Zadbać należy o to, żeby opis charakteru postaci dało się w jakikolwiek sposób wpisać w ramy tekstu literackiego, czyli przedstawiającego określony styl, konsekwentnego, składnego i spójnego. Powinien być również atrakcyjny dla odbiorcy, a więc, oczywista sprawa, poszczególne informacje układamy w zdania tak, żeby fragment miał konkretną, jasną strukturę i – mówiąc bardzo literacko – trzymał się kupy. Chaos jest zrozumiały tylko w momencie, kiedy stanowi pewnego rodzaju koncepcję, odpowiadającą bohaterowi, o którym piszemy, a nieumiejętność sensownego przekazywania swoich myśli bardzo łatwo odróżnić od użycia kontrolowanego chaosu jako konceptu tworzenia tekstu. Przykład? Jasne! Niezorganizowany opis ułożonego prawnika od razu rzuca się w oczy jako niekonsekwentny i kiepski warsztatowo, natomiast chaos w przedstawieniu charakteru bohatera, który sam funkcjonuje w podobny sposób, jest jak najbardziej do przyjęcia i w sposób oczywisty przystaje do całości, jaką tworzyć powinna karta postaci i opisany w niej człowiek.
Gdybym miała rozpisać się na temat najbardziej irytujących typów osobowości bohaterów blogów grupowych, prawdopodobnie stałabym się pierwszym mieszkańcem planety Ziemi, któremu udało się dotrzeć na koniec dokumentu w Wordzie, więc po prostu zignoruję tę jakże atrakcyjną perspektywę wylania swoich żali i przejdę do kwiatków.

*

Sabina chodź jest egoistką, jest kobieca i elegancka.
Egoistki, mili państwo, zazwyczaj mają tyłki jak szafa gdańska i plecy z obu stron, brak im wcięcia w talii, ponętnych blond loków i nóg rozpoczynających się w okolicach szyi, a swoją niekobiecość odziewają w worki po ziemniakach lub różowe kreszowe dresy.

Prywatnie gburowaty i mimo świetnego wykształcenia jeżeli kogoś nie lubi, to nie kryje swojego niezadowolenia podczas spotkań, rozmów, wywiadów.
Prywatnie gburowata gwiazda pomimo świetnego wykształcenia nie kryje swojego niezadowolenia podczas wywiadów, które są elementem życia publicznego tejże gwiazdy. Ma sens.

Ma własne zdanie na każdy temat i nigdy nie widzi powodu, by tego swojego zdania komuś nie przedstawić.
Czujecie to? Kiedy czekacie spokojnie na tramwaj, podchodzi do was jakaś nieobliczalna furiatka i wykrzykuje wam w twarz, że nie znosi pomidorów.

Zapewnię osoby które ją znają powiedzą wiecznie uśmiechnięta, wieczna optymistka, szukająca wróżek i wpatrująca się w gwieździste niebo wyszukując latającego holendra. Czasami jednak to maska, a raczej bardziej trafne było by użycie zwrotu, jedna strona monety.
Schizofrenia blogowo-językowa, prima sort.

Już mi się nie chce. Wam pewnie też, bo to w końcu piąta strona.

*

Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że temat na pewno nie został wyczerpany, a gdyby artykuł napisała inna osoba, zwróciłaby uwagę na zupełnie odmienne aspekty, ale od tego mamy magiczny podpis na dole, żeby potwierdzić subiektywizm samego tekstu. Starałam się również ograniczyć ilość narzekania i jątrzenia się nad tym, jakie to zło i występek literacki panuje na grupowcach, bo w końcu spędzamy wszyscy długie godziny, tworząc karty i pisząc wątki, więc jakaś przyjemność z tego być musi. W moim przypadku nie przeważa sadystyczna satysfakcja patrzenia na to, jak współautorzy gwałcą język polski, jak słabe mają pomysły i jaka ilość szyderczego śmiechu wydobywa się z moich trzewi, kiedy czytam ich marne twory. Bo i przypadki takich autorów grupowców się zdarzają, ale im mogłabym poświęcić osobny artykuł, jednakże moje postanowienie noworoczne brzmi – trzymać częściej język za zębami.
Moja rada na koniec jest taka, żeby po stworzeniu karty postaci przeczytać ją jeszcze raz nie tylko pod kątem poszukiwania błędów w zapisie, ale również pod względem spójności bohatera jako jednostki ludzkiej. Sposób na to jest bardzo prosty – wyobrazić sobie scenkę rodzajową z życia postaci w momencie, w którym ta aktualnie się znajduje, postawić przed nią określony problem i biorąc pod uwagę wszystkie nadane jej przymioty zastanowić się, jak zareagowałaby na taką sytuację i dlaczego właśnie tak. Jeśli cokolwiek nie pasuje, niezwłocznie powinno być zmienione, a kolejny przypadek blogowej schizofrenii zostanie zduszony w zarodku. Pamiętajcie, że lepiej zapobiegać niż leczyć.

8 komentarzy:

  1. Zostałyście nominowane do Liebster Award, zapraszam ;)

    Tajemniczy Ogród

    OdpowiedzUsuń
  2. Od jakiegoś czasu przyglądam się artykułom na tym blogu, jednak nie jestem wstanie jednoznacznie stwierdzić, czy obrane przez Was tematy są, oczywiście jak dla mnie, odpowiednio przedstawione. Siedzę, może nie po uszy, od kilku dobrych lat w blogach grupowych i pamiętam ich początki. Wówczas mało kto pisał składnie, ładnie i po polsku. Jednak ludzi pisali. Postęp to sprawa nieunikniona i osobiście jestem jego najzagorzalszą fanką.
    Jednak odnośnie tekstu powyżej. Zgadzam się z tym, że często teraz spotykamy, jak to nazwałaś 'blogową schizofrenię'. Jestem jednak zwolenniczką opisywania przez Was 'typów' i choć nie za każdym razem one pasują do koncepcji artykułu, miałam szczerą nadzieję, że to właśnie pod opisem charakteru je zobaczę. Myślę, że rozwód nad ów schizofrenią nie był potrzeby aż tak dokładny, a właśnie przyjrzenie się powielaniu schematów osobowości postaci. Wytykanie błędów jest bardzo dobrą rzeczą, w końcu ludzkiej kreatywności nie zmienisz. Jednak obstawiam za tym, że jedna przypadłość opisana przez Ciebie niewiele zmieni w świadomości autorów.

    Ale przecież to tylko moje skromne zdanie.

    Pozdrawiam,
    Presta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, miałam jeszcze dodać, że nie wiem skąd wzięło Ci się przekonanie odnoście wyglądu egoistek. W ogóle nie zgadam się z Twoją teorią.

      Presta

      Usuń
    2. Teorią w moim artykule można nazwać chyba wszystko, ale na pewno nie to, co zawarłam w komentarzu do kwiatka, bo to akurat chyba tylko przerywnik rozrywkowy :>

      Tak jak napisałam na końcu - gdyby ktoś inny pisał ten artykuł, zwróciłby uwagę na inne aspekty. Mogę się pokusić o stworzenie kolejnego na temat charakteru, który będzie w sobie zawierał klasyczne typy, nie ma problemu, jednak nie obiecuję, że pojawi się szybko.

      Usuń
    3. Kurcze, nie zrozum mnie źle. Naprawdę podziwiam Was za zapał i chęć do tworzenia takich artykułów, bo mało kto jest na tyle ambitny - moim zdaniem. Nie nakłaniam do tworzenia kolejnego, opartego na typach. To Twoja praca i Twoja decyzja :)

      Presta

      Usuń
  3. Killu, chylę czoła. Ach, gdybym ja umiała pisać tak mądre rzeczy, żeby one w dodatku mądrze brzmiały!
    Niestety nie jest to pierwszy komentarz, w którym mogłyby posypać się wyłącznie pochwały, dlatego muszę zgodzić się z Prestą. Trochę źle to brzmi; nie zgadzam się dlatego, że muszę, ale dlatego, że nie można nie przyznać Preście pewnej racji. Sama Presta pewnie już odbezpiecza gnata, żeby mnie zastrzelić, bo źle odmieniłam jej nick. Wybaczcie, Bezwiedza to moje drugie imię.
    Artykuł to kawał naprawdę dobrego tekstu, który wywołał u mnie odruch robienia rachunku sumienia. Ale rzeczywiście brakuje pokazania schematów. Ludzie przy tworzeniu postaci mają skłonność do popadania w skrajności. Dlatego mamy albo bogatek dupka, albo bogatego rycerza, który nienawidzi faktu, że jest bogaty. Jak dla mnie to właśnie w tym leży problem i z tego się bierze blogowa schizofrenia. Pisząc kartę autor czuje, że coś nie bangla, więc dopisuje parę z rzyci wziętych cech, a nuż postać będzie przez to głębsza i bardziej realistyczna.
    A ja się obawiam, że mimo całej wspaniałości Twojego artykułu, siedemdziesiąt pięć procent po prostu kiwnie głową, że to mądre i dalej będzie robiło swoje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Macie rację, miłe panie, ale gadanie od rzeczy chociaż mądrze to moje ulubione zajęcie, w końcu jestem na studiach, które mnie tego namiętnie uczą. Tak jak obiecałam wyżej, naprawię swój mały błąd i dopiszę artykuł dotyczący typów, chociaż zdecydowanie bardziej wolę się rozwodzić nad wszelkimi kwestiami po killusiowemu, ale jestem tu, żeby odpowiadać na potrzeby rynku! :D

      Usuń
    2. A dziękuję za poparcie.
      Co do nicku, wydaje mi się, że inaczej nie da się tego napisać ;)

      Presta

      Usuń