Dobra, rodacy, czas najwyższy
skończyć z rozleniwieniem i jesienną depresją. Słowo klucz, jedno z wielu, do
dzisiejszego artykułu już wymieniłam w poprzednim zdaniu, więc przejdźmy od
razu do rzeczy.
Pisanie o tym, o czym nie ma
się zielonego pojęcia w blogowej rzeczywistości jest tak stare jak ona sama.
Jednak odnoszę dziwne wrażenie, że dopiero blogi grupowe umożliwiły rozlanie
się fali pseudoznawstwa i niemożebnych bredni po naszym wspólnym padole. Bo oto
jedni zieloni w temacie mają możliwość przedstawienia innym zielonym w temacie
odrobiny całkowitej abstrakcji i lawiny absolutnych bzdur. To nie byłoby aż tak
przerażające, gdyby nie jeden drobny szczegół – zieloni przekazujący wierzą, że
mają rację, natomiast zieloni odbierający wierzą, że zieloni przekazujący mają
rację, a oni jako odbiorcy mogą spokojnie wykorzystywać otrzymane informacje.
Czyli tym samym przekazywać bzdety dalej. Tak to działa, mili państwo. Lektura
kart na blogach, które stały się podstawą dzisiejszego artykułu umocniła tylko
moje przekonanie, że ciasnota umysłowa się rozszerza, a razem z nią rozszerzają
się całkowicie bzdurne przekonania i niemające żadnego związku z
rzeczywistością przeświadczenia.
Zapyta ktoś – dlaczego mamy z
tym walczyć? Przecież to blogi, internety, fikcja literacka. Ano, owszem, to
blogi, internety i fikcja literacka, jednak mi jeszcze nie zdarzyło się spotkać
z dobrą prozą, która byłaby oparta na niezweryfikowanej wiedzy. A stąd płynie
jeden podstawowy wniosek (a raczej dwa… dwa w jednym) – albo, drogi autorze,
sprawdzasz o czym piszesz i tworzysz losy swoich bohaterów w tej
rzeczywistości, którą wszyscy znamy, albo kreujesz własną rzeczywistość i w
niej umieszczasz swoje postacie i wydarzenia z ich życia. Tolkien tak zrobił,
nie?
Form i odmian gadania od czapy
blogosfera wyprodukowała całe mnóstwo. Wielość gatunków jest tak powalająca, że
ogarnięcie jej na kilku zaledwie stronach dokumentu Microsoft Word byłoby niemożliwe.
Dlatego zajmiemy się tylko jedną z odmian, a resztę pozostawimy na inną okazję,
która na pewno się nadarzy. Najpierw przedstawmy systematykę naszego gatunku.
Królestwo: Blogowce
Typ: Wkurwogenne
Gromada: Wyniki Niewiedzy
Rząd: Bzdury
Rodzina: Bzdury Pseudonaukowe
Rodzaj: Bzdury Okołomedyczne
Gatunek: Bzdury Psychiatryczne
Mamy wstępną systematykę
naszego gatunku, który poddamy mniej lub bardziej, to się jeszcze okaże,
wnikliwym badaniom na obecność Wirusa 3A – Absurdu, Abstrakcji i
Absolutnegobrakuwiedzy. Ten groźny nieprzyjaciel sensownego i zgodnego z
zasadami panującymi w naszym świecie kreowania postaci na grupowcach ma swoje
określone drogi wnikania do organizmu blogowego. Najczęściej rozprzestrzenia
się pod postacią mrocznej nastolatki, która pół życia spędziła na uciekaniu z
psychiatryka (sic!), a drugie pół na byciu zwolenniczką bardzo długiej kreski,
najchętniej w towarzystwie butelki wódki (lub whiskey, jeśli autorka – bo jest
to zazwyczaj Ona – ma już pierwsze picie wódki za sobą, czyli osiągnęła wiek
zazwyczaj gimnazjalny) i tłumu mężczyzn. Element psychiatryczny jest tutaj
niezbędny, bowiem ta mutacja wirusa 3A gnieździ się tylko w postaciach, które z
tą przyjazną i sympatyczną instytucją kiedykolwiek miały do czynienia. Za
kopalnię wiedzy niesamowitej posłużą mi dzisiaj dwa blogi, bracia – blogspotowy
nieżywy od niedawna i onetowski martwy od zamierzchłych czasów. Oba dotyczą
stricte życia w szpitalu psychiatrycznym i oba miałam przyjemność współtworzyć,
więc poznałam tego smoka.
Na początek chciałabym
szanownym czytelnikom wyjaśnić, dlaczego roszczę sobie prawo do napisania tego
artykułu, skoro jestem przedstawicielem dokładnie tego samego klanu blogowych
pisarzy co ci, których niewiedzę będę za chwilę udowadniać. Ano dlatego że na
mojej półce pomiędzy Pilipiukiem a dwoma biografiami Johnny’ego Deppa kwitną
dorodne psychiatryczne tomiszcza, które raczyłam przeczytać, a fragmentarycznie
również w miarę dokładnie przyswoić. Zapyta ktoś po cóż mi to było; ano po to,
żeby zaspokoić swoją ciekawość, która kazała mi zainteresować się również i tym
tematem pośród paru innych oraz po to, żeby nie pisać bredni, jeśli już
zabieram się za poruszanie określonego wyżej tematu w swoich literackich wypocinach.
Dość wstępów, przejdźmy w końcu
do rzeczy – mieliśmy to wszak zrobić już stronę temu.
Wstępna diagnoza bzdurności:
- Autorzy podejmujący się pisania o pacjentach szpitala psychiatrycznego nie mają pojęcia, jak ta instytucja funkcjonuje i jaki typ schorzeń przede wszystkim leczy się w takich miejscach.
- Głównym powodem zainteresowania tematem jest jego kontrowersyjność, zaś poziom wiedzy autorów można w większości określić jako szczątkowy. I to nie byłoby aż tak dużym problemem, gdyby piszący zechcieli sięgnąć do dostępnych źródeł i dowiedzieć się czegokolwiek ze wskazanego zakresu.
- Osoby trafiające do blogowych psychiatryków (sic!) są do siebie na ogół bardzo podobne, co wynika ze wspomnianego wyżej braku wiedzy i dążenia do jak najbardziej spektakularnej kreacji postaci.
- Starszy, onetowski, brat roił się do dziwnych jednostek autorskich, które pragnęły stworzyć sobie drugi życiorys w internetach, więc próbowały przekonać całą resztę zacnego grona, jakoby opisywały własne doświadczenia.
BRAK WIEDZY
Tutaj można pisać a pisać,
dlatego spróbuję przedstawić najgłówniejsze bzdury wynikające z tematycznego niedouczenia tworzących.
Gdyby porównać informacje
zawarte w literaturze specjalistycznej i przypadki przedstawiane w filmach o psychiatrycznej tematyce, można by
śmiało dojść do wniosku, że na ogół jedno do drugiego pasuje, ale
kinematografia przedstawia przejaskrawione przykłady, absolutne ekstremum,
które stanowi margines rzeczywistości. Tutaj powód jest łatwy do określenia –
to się sprzedaje. Więcej ludzi z wypiekami na twarzy obejrzy film o
psychopatycznym mordercy, który ma tak bardzo nierówno pod sufitem, że po
seansie cieszymy się z jego funkcjonowania jako postaci fikcyjnej, niż przeniesioną
na ekran historię walki z depresją jakiegoś przeciętnego człowieka,
niestanowiącego zagrożenia dla nikogo poza sobą. Pierwsze to emocjonujące,
szokujące i, biorąc pod uwagę świadomość, że mamy do czynienia z obrazem
filmowym, należące do świata rozrywki zjawisko, drugie jest po prostu
monotonne, ciężkie i mało ekscytujące dla szerokiej publiczności. Z tym samym mechanizmem
mamy do czynienia na blogach. Jest tylko jeden problem. Gdy na grupowcu mamy
trzydzieści postaci, z których każdą można umieścić w tym ekstremum, żadna z
nich nie jest już ewenementem, a całość staje się jedną wielką brednią. Świat
nie jest czarno-biały i nie składa się z ekstremalnych przypadków.
W związku z fascynacją skrajnościami
można bez problemu wyróżnić określone blogowe trendy, które królowały na dwóch
omawianych dzisiaj stronach. Nie będę się oczywiście rozpisywać na temat
poszczególnych zaburzeń, bo nie o to w tym artykule chodzi (zainteresowanych
odsyłam do książek i publikacji medycznych). Spróbuję wykazać podstawowe błędy
wynikające z nieznajomości tematu.
Przede wszystkim modna była schizofrenia, przede
wszystkim paranoidalna, przede wszystkim połączona z obsesyjną autoagresją. Dodać
należy, że wiek pacjentów rzadko kiedy przekraczał 20 lat. A manifestacja
schizofrenii paranoidalnej umożliwiająca jednoznaczną diagnozę w wieku
nastoletnim to rzadkość, co autor by wiedział, gdyby zechciał chociażby przejrzeć internety. Blogowa odmiana schizofrenii sprowadzała się do trzech
magicznych objawów – słyszenia głosów, autoagresji i tego, co człowiek
ogarniający temat nazwałby socjopatią. Tymczasem nie wszyscy schizofrenicy w
równym stopniu przedstawiają objawy wytwórcze (między innymi te nieszczęsne
omamy słuchowe), zaledwie (kiepskie słowo, ale przy blogowych blisko stu
procentach to faktycznie zaledwie) kilkanaście
procent z nich spróbuje popełnić lub popełni samobójstwo, a bardzo niewielki
odsetek (porównywalny lub odrobinę większy niż w populacji ludzi zdrowych)
popełni przestępstwa kryminalne. Wniosek? Blogowi schizofrenicy oparci są na
bardzo mocno ograniczonym i w większości niekoniecznie zgodnym z faktami stereotypie powstałym ze społecznego przekonania
o obrazie tej choroby. Nawet elementy wiedzy wikipedycznej ciężko tu znaleźć, a
to byłoby już coś, biorąc pod uwagę mierne próby wykreowania postaci na
podstawie ogólnej wiedzy (tym razem nie w rozumieniu zestawu faktów, które
powinny być znane każdemu człowiekowi, ale zbioru stereotypowych przekonań
funkcjonujących w społeczeństwie).
Licznie występowały również wszelkie
zaburzenia odżywiania – temat teoretycznie prostszy od schizofrenii, jednak
diabeł tkwi w… teoretycznie. Tutaj
istniały dwie główne grupy postaci – ekstremalni oraz przypadkowi. Jeden z
ekstremalnych anorektyków (autentyk blogowy!) ważyć miał 25 kilogramów, co przy
względnie standardowym wzroście około 170 centymetrów daje BMI poniżej
dziewięciu. Pominę fakt, że skóra, kości, trochę mięśni, bebechów i całej
reszty waży przynajmniej dziesięć kilo więcej Ciekawostka kolejna jest taka, że
ów mężczyzna miał jeszcze dość energii, żeby wygłaszać płomienne mowy przed
większą częścią społeczności pacjentów. Historia z odchudzaniem się dla kariery
w modelingu była standardem powielanym przez kolejne fale anorektyków i
anorektyczek, a wszyscy, mam nadzieję, wiemy, że przypadki głodzących się
modelek to tylko najbardziej rozdmuchany z przykładów, nie zaś 90% wszystkich
przypadków, co patrząc na blogowe zwyczaje można by było śmiało, choć błędnie,
stwierdzić. Bulimia z nieznanych filozofom powodów cieszyła się mniejszą
popularnością i zazwyczaj dotyczyła przypadkowych, którzy zaburzeniami
odżywiania zostali obdarowani przez swych autorów z jednego prostego powodu –
żeby było dramatyczniej. Schizofrenik z bulimią lub bulimik ze schizofrenią
brzmi o wiele ciekawiej niż przedstawiciel którejś z grup solo, czyż nie?
Wspomnieć należy również o tym, że zwłaszcza u przypadkowych pojawienie się
określonych zaburzeń po prostu miało miejsce. Alex, Sophia czy Anastaise
któregoś dnia po prostu obudził/a/o się i stwierdził/a/o, że oto ma
bulimię/anoreksję/cokolwiek innego. Zero powodów, to się po prostu stało. I
już.
Trzecim najpopularniejszym
powodem przebywania w blogowym psychiatryku (sic!) była narkomania (ewentualnie
w doborowym towarzystwie różnych innych ciekawych uzależnień). Grupowcowy narkoman
bardzo rzadko raczył mieć powyżej osiemnastki, a najczęściej rozpoczynał
niebezpieczne związki z dragami zaraz po ukończeniu pierwszej dekady życia. I –
tu ciekawostka – wszyscy ludzie kontrolujący pacjentów szpitali psychiatrycznych
to istoty o IQ w granicach wartości temperatury pokojowej, bo zdecydowana
większość blogowych narkomanów miała nielimitowany dostęp do narkotyków, nawet
jeśli sami konsumenci siedzieli zamknięci na cztery spusty w izolatkach.
Niesamowite zjawisko, prawda? O uzależnieniach postaci planuję osobny artykuł,
więc poprzestańmy na tym.
Do zobaczenia w części drugiej!
Czemu nikt z Was nie zabierze się za pisanie reklam?
OdpowiedzUsuńW ostatnich dniach pojawiło się kilka reklam?
UsuńBo Mag je napisał. Moglibyście mu pomóc, bo znów zrobi się lista na kilometr, której nikt nie będzie ruszał, a blogi będą czekały w kolejce tygodniami.
UsuńWasze artykuły są spoko, ale są też inne rzeczy do zrobienia niż tylko to.
Jedna uwaga - nie wszyscy zobowiązali się do pisania reklam. Ja zobowiązałam się do pisania artykułów i ewentualnych ocen :)
UsuńKilluś i Leeshka pracują na blogu jako dodawacze artykułów. Mag doskonale daje sobie radę, ponieważ mam z nią bezpośredni kontakt. Nie musisz się o nią martwić. :-)
UsuńJedna uwaga - czterech "pisaków" i "recenzentów" z czego pierwszy się w ogóle nie udziela, drugi z trzecim pisze artykuły, a czwarty pisze reklamy. Może administracja powinna się zastanowić nad rozdzieleniem obowiązków?
UsuńPławię się w uprzedzeniach, nie wyrabiam z reklamami, wynajmuję adwokata-anonima. O czymś jeszcze chcecie mnie powiadomić?
OdpowiedzUsuńJedna uwaga, Anonimie 2 - wróć do swoich interesów.
Obowiązki są rozdzielone. Każdy robi to, co powinien robić. Oprócz Budynia, ale to jest zupełnie osobny przypadek. Dokładnie wiem, co wszyscy robią i mam na tym kontrolę. Nie sądzę, by potrzebne były jakieś zmiany.
OdpowiedzUsuńŁo bogowie. Poczułam powiew grozy D:
UsuńChcesz poczuć powiew geografii? Chętnie odsprzedam za trochę grozy.
Usuń[czy to pony w avatarze?!]
Fe, już miałam powiewy geografii. I biologii. I niemieckiego. (yey, mam jutro trzy klasówki a siedzę na blogach!)
Usuń[tak, to pony w avatarze. jeszcze nie zauważyłaś? :D mam nawet pony w swym opisie.]
historia, geografia, niemiecki jest jutro.
Usuńciągi, pociągi, rozciągi pojutrze.
reklamy w czwartek.
blogi - teraz
[to jest chore...]
Budyń, jaką grozą? Ja jestem przecież bardzo tolerancyjną i wyrozumiałą osobą. ;-)
UsuńMag,
Usuńi przeciągi. Nie zapominajmy o przeciągach. (właściwie jutro mam kino, ale no tego...)
Blogi - zawsze. I to jest mój problem.
[wcale nie tak bardzo. moi koledzy którzy oglądają pony są mrocznymi metalami, erpegowcami, a jeden z nich ma obok plakatu Burzuma plakat z kucykami (też taki chciałam, ale nie kupował w Polsce :< ).
From bronies with love.]
Miiiil, ale ja coś robię! Naprawdę!
Wiem, Budyniu, wiem. Myślę jednak, że Anonimowi chodziło o to, że jesteś wpisana też jako recenzent, a póki co działasz tylko jako technik. ;-)
UsuńA więc ja się wypowiem o artykule, tak by oryginalną być.
OdpowiedzUsuńJako że tekst podoba mi niezwykle i opowiada o wszystkim co irytuje mnie na blogach-psychiatrykach wielce. A głównie to wychodzi z lenistwa autorów, którym nie chce się sprawdzić nawet na głupiej wikipedii (chociaż odradzałabym używania jej do takich celów, no ale jak ktoś musi...) opisu chociażby szczątkowego choroby wybranej dla swej postaci.
Osobiście byłam kiedyś na jednym psychiatryku, który jednak szybko upadł. Nie jestem zbyt dumna z tej postaci, a jedyna rzecz, patrząc teraz, jaka mi się podoba w karcie to zdjęcia. Dla ciekawostki dodam, że postać ma była chora, chyba, bo to już dawno było, na nerwicę histeryczną, a przy wyborze po prostu weszłam na stronę jakąś medyczną i szukałam jakiś chorób psychicznych z którymi teoretycznie mogłabym sobie poradzić. No ale to taka dygresja ode mnie nic nieznacząca.
Jeszcze raz - świetny artykuł i czekam na część drugą :D
Ja bym jeszcze dodała, że psychiatryki, w przeciwieństwie do większości grupowców, charakteryzują się stosunkowo wysokim współczynnikiem maskulinizacji. Który, ekhem, objawia się 90% homo i biseksualnizmem wśród męskich postaci (koniecznie tnących się z tego powodu!). No i lekarze mają 23 lata, są piękni, bogaci, skończyli studia z przysłowiowym palcem w dupie, ale jednak pracują za marne grosze w państwowym psychiatryku położonym na jakimś kompletnym zadupiu
OdpowiedzUsuńWszystko jest zaplanowane na część drugą :)
UsuńJa jeszcze dodam, że niezależnie od tego, na jakie choroby psychotyczne cierpi postać, nigdy, ale to przenigdy nie zrobi niczego z punktu widzenia zdrowego człowieka żenującego - nie rozbierze się publicznie, nie nasika w kąt, nie będzie łazić w piżamie od drzwi do drzwi święcie wierząc, że zaraz go wypuszczą, nie będzie miała problemów z sensowną komunikacją...
OdpowiedzUsuńMiałam kiedyś na blogu-psychiatryku postać chorą na anoreksję, jednak w żadnym wypadku choroba nie wzięła się u niej "znikąd". Trzeba przyznać, że do tych wszystkich wyjątków zupełnie nie pasowała, była zwykłą dziewczyną pośród stada niezwykłych typów :)
OdpowiedzUsuńO, byłam na tym blogu o którym jest tu pisane. I nawet wiem kim był ten osobnik ważący 25 kilo, on wygrał internet. :D Ale autorka fajna. ^*
OdpowiedzUsuńJestem swoją drogą ciekawa, jaką miałaś tam postać. :d
No, w każdym bądź razie, ja tam bardzo lubiłam ten grupowiec. Pewnie jakiś błąd walnęłam, ale o chorobach mych postaci coś czytałam i starałam się sensownie to rozegrać. Plus, apropo któregoś komentarza - me dziewczę łaziło od pokoju do pokoju w piżamie (chyba, bo już w sumie nie wiem czy to piżama była. ale chłoptaś na dach w piżamie zawędrował, więc cóż). :D Widziałam parę bezsensownych przypadków, ale dość szybko znikły, reszta była w miarę. I niezbyt umiem napisać o tym coś złego, bo to było takie fajne...
Ale ogólnie artykuł fajny. 3:
Podpowiem, że pisałam tam lekarza i przeżyłam na tym grupowcu naprawdę sporo czasu :>
UsuńTo wiem. Ale do naszego wątku chyba w końcu nigdy nie doszło. XD
UsuńKawał dobrej roboty. Ten artykuł jak i każdy poprzedni - znalazłam trochę wolnego czasu i przebrnęłam (z przyjemnością) przez wszystkie.
OdpowiedzUsuńSzczerze gratuluję bloga i wspomnę, że sama miałam chęć założenia czegoś o tej tematyce, aby wylać swoją frustrację związaną z nieudolnym prowadzeniem blogów grupowych (a raczej w głównej mierze postaci na nich), jednak zapał szybko przeszedł, czemu winny był nadmiar zajęć.
Bardzo trudno znaleźć osoby piszące konsekwentnie, ale wciąż posługujące się własnym stylem i wyobraźnią - bo przecież o to również chodzi, a zwykle jest to mylone z grafomanią, tandetą i zwykłym kiczem. O tak, kicz króluje szczególnie przy tworzeniu opisów wyglądu i charakteru, ale nie będę się w tym temacie rozwijać, bo wszystko zostało powiedziane w poprzednich postach.
Osoby piszące nieco nieudolnie często chcą bronić swoich ułomności poprzez twierdzenie, że ja to będę pisać tak i tak, to mój styl i moje pomysły, nic ci do tego, nie poddam się presji otoczenia i nie poprawię tego, co we mnie razi, bo taka jest moja wizja, nieważne że to stek bzdur. Tak, postawa godna podziwu, bo przecież trzeba walczyć o swoje, nie? Niestety, trochę pokory nigdy nie zaszkodzi, a na pewno wyjdzie to na dobre tym, którzy krytyki się nie boją.
Współtworzyłam dziesiątki takich blogów, wpasowywałam się w nie z różnym skutkiem, ale zawsze prowadziłam postaci męskie. Starałam się ich nie powielać, lecz zwykle coś je ze sobą łączyło. Nieważne. Ważne jest to śmieszne zjawisko, które zaobserwowałam (pewnie jak każdy), wcielając się w mężczyzn - prowadzisz ożywione wątki do momentu, kiedy nie zwiążesz się z jakąś wirtualną partnerką (zrobiłam to tylko dwa razy, nigdy więcej). Później zainteresowanie tobą umiera. Wątki mężczyzna-mężczyzna? Zapomnij. Chyba że homoseksualiści. Chociaż już później na kilku blogach nie wyglądało to aż tak tragicznie, panowie wchodzili ze sobą w jakieś interakcje.
Jaki z tego wniosek? Nie chcesz wdawać się w płomienne, kipiące namiętnością dialogi, które prowadzą do...łóżka - z czasem na blogu blakniesz. Bo panny, w rzeczywistości pewnie nawet nie znające tematu od strony praktycznej (nie wnikam), chcą dać upust swoim fantazjom. Przynajmniej dla mnie tak to wygląda, kiedy czytam adresowane do mnie wątki od kobiet - niby szukające prawdziwej miłości, a gotowe oddać się każdemu. Kotki w rui. Oczywiście, że seks to także istotny element realnego świata, wszędzie go pełno, ale blog jest swego rodzaju literackim warsztatem, nie domem publicznym (blogi o tej tematyce z tego co pamiętam także licznie powstawały i tam odesłałabym każdą żądną erotycznych przygód autorkę).
Mogłabym ciągnąć to dalej, ale i tak już za bardzo się rozpisałam. Jeżeli ktokolwiek dobrnął do tego miejsca - pozdrawiam i życzę wytrwałości w dalszym pisaniu.
Fantastyczny artykuł. Trafnie opisuje niektóre bzdety z grupowców...
OdpowiedzUsuńPoza tym, bardzo podoba mi się wypowiedź Crawlinglizardking. Też wiele razy to zaobserwowałam, dlatego robię wszystko, by na swoim blogu do takiego braku zainteresowania nie doszło.
I jeszcze rzucę taką propozycję, bo skoro było w komentarzu trochę o wątkach miłosnych...
Może jakiś mini-poradnik, co warto umieszczać w wątkach? Jak je prowadzić, zwłaszcza te miłosne, żeby nie zmieniły się w naciągany, mdły romans? Albo inaczej: czego unikać, pisząc wątki.
Bardzo prosiłabym o taki artykuł, myślę, że wielu osobom by się przydał...
Pozdrawiam
Może trochę o Hogwartach lub o zatrważającej długości niektórych kart? Ostatnio robi się to cholernie męczące.
OdpowiedzUsuń-oliwka
Jeśli chodzi o psychiatrę to mierzy się on z wieloma często skomplikowanymi problemami i zaburzeniami. Z drugiej strony bez takiej fachowej pomocy sam człowiek sobie nie poradzi. Na godnych polecenia specjalistów można liczyć w https://psychomedic.pl/ , mają swoje placówki w kilku miastach kraju. Są też prowadzone wideo konsultacje, różnego rodzaju terapie. Dlatego dobrze, że takie miejsca są gdzie nie zostawią bez pomocy.
OdpowiedzUsuń