czwartek, 8 listopada 2012

Złota cera i alabastrowe pukle... Nie, to nie tak szło.
O opisach wyglądu słów kilka.



Przede wszystkim pragnę przywitać się z ludnością nawiedzającą tłumnie Grupowo i wyrazić nadzieję, że będzie nam się przyjemnie współpracowało i dyskutowało. Debiutuję artykułem na dość oczywisty temat, ale myślę, że nie ma blogowego pisarza, którym chociaż raz w karierze nie wstrząsnęły gwałtowne torsje, kiedy przeczytał któryś z wielu kwiecistych opisów wyglądu, tak chętnie wciskanych do kart postaci. Wybaczcie, jeśli poniżej nagle zapanuje chaos nie do opanowania, ale taki już ze mnie dziwny typ, który za nic w świecie nie potrafi się zorganizować jak należy.


Klasyka Gatunku

Zacznijmy od nakreślenia pewnego rodzaju kanonu wyglądu bohatera i bohaterki, który  na blogach grupowych powielany jest do znudzenia (ciśnie mi się na usta raczej stwierdzenie wprost z Szewców, ale możemy je sobie w tej chwili darować) i my, w tym przypadku konsumenci, jesteśmy zmuszeni do przeżuwania dokładnie tych samych stwierdzeń po raz tysięczny. To z kolei gwarantuje literacką niestrawność, na którą pomóc może tylko i wyłącznie remedium w postaci kilku rozdziałów porządnej prozy. Ale przejdźmy do rzeczy – On i Ona według Kanonu Opisu Wyglądu, czyli krótka instrukcja jak nie opisywać aparycji, jeśli naprawdę musimy to zrobić, bo inaczej świat pęknie na pół.

On ma tym razem pierwszeństwo, bo – wbrew pozorom – trudniej będzie Go wpisać w prosty alabastrowo-fiołkowy schemat. Można się pokusić nawet o stwierdzenie, że w opisach twarzy i postur Panów pojawiają się ślady kreatywności. Nie oznacza to jednak braku wyraźnych  nurtów w sztuce literackiego opisu facjaty i sylwetki wybranego dżentelmena.
On nierzadko bywa typem umięśnionego osiłka. Wtedy wraz z zachwytem nad imponujących rozmiarów muskulaturą na pewno pojawi się wzmianka o nadludzkiej sile i tendencji do używania jej na wszystkie znane ludzkości sposoby, zwłaszcza jeśli mają one cokolwiek wspólnego z twarzami ludzi nastawionych do Koksa negatywnie. Oczywiście nikt wspomnieć nie raczy o tym, że osiągnięcie  obwodu bicepsa jak u Roberta Burneiki wymaga poświęcenia życia siłowni. Nie, nie, moi drodzy, blogowy mięśniak ćwiczy od czasu do czasu i nie wie co to ból, a jego ciało ogromnieje samo z siebie. Nasz Koksik na pewno będzie również wysoki, a laski sikać będą barszczem na jego widok. Standardowy zawód to ochroniarz lub nauczyciel wychowania fizycznego. Albo żołnierz, ale koniecznie były. Dowolne mieszanki trzech powyższych również są jak najbardziej dozwolone.
On lubi również reprezentować drugą skrajność, czyli mówiąc najprościej – być obrazem nędzy i rozpaczy. Małym, chudym (określenie wręcz anorektyczny to +10 punktów do fajności), trupiobladym i cherlawym. Nasz Chuderlak dysponuje ogromnymi, najczęściej niebieskimi, oczami, wygląda jak cień człowieka, a jego ręce zdobią liczne blizny. O ile odzieżowe preferencje mięśniaka rzadko kiedy bywają określone, to anorektyk snuje się po świecie w trampkach, rurkach i koszulach w kratę. Z zawodu narkoman.
On-słodki to również częste zjawisko. Słodziak europeidalny musi być blondynem, muszą mu opadać na oczy niesforne kosmyki włosów z wystylizowanej grzywki, oczy musi mieć niebieskie, nosek kształtny i niewielki, rysy delikatne i niemal dziewczęce, musi być drobnej budowy i podłego wzrostu. Jeśli nasz przyjemniaczek jest Azjatą, a zdarza mu się to często, wprowadza się jedynie zmianę koloru włosów, na kruczoczarne, w grę wchodzą również ciemne oczy. Słodziak zazwyczaj jest za młody, żeby nawet myśleć o jakimkolwiek zawodzie.
On-beznesmen to osobna kategoria, zupełna abstrakcja wprost z Pięćdziesięciu Twarzy Greya lub innego owocu radosnej twórczości, która udowadnia, że każdy może, ale nie każdy powinien brać się za pisarstwo. Człowiek biznesu zawsze jest wysokim młodym mężczyzną o hipnotyzującym spojrzeniu i drwiącym uśmiechu. Biega w tych wszystkich Armanich, Pradach i Diorach, ba, nawet w nich śpi. Czaruje, omamia, uwodzi – wszystko to czyni z niezwykłą gracją i powabem. Prowadzi odziedziczoną po ojcu firmę, po godzinach podrywa szesnastolatki w barach dla innych młodych biznesmenów prowadzących odziedziczone po ojcach firmy.
On trafia się również w wersji Homo-Metro. Gatunek został ostatnio wpisany do Czerwonej Księgi Blogowej, ale mimo wszystko od czasu do czasu zdarzy się znaleźć któregoś z pozostałych przy życiu przedstawicieli w czeluściach internetów. Ma wiele cech wspólnych ze Słodziakiem, jednak jego zniewieściałość jest posunięta dalej, zdarza mu się również bywać obojnakiem w ramach urozmaicenia (tutaj pojawia nam się temat, który zostanie pewnie poruszony w artykule dotyczącym zagadnień medycznych według blogosfery, więc zostawmy go na razie w spokoju). Najczęściej Azjata, najczęściej nie może jeszcze kupić legalnie piwa.
On bywa również Zjadaczem Kotów, który to typ nietrudno sobie mniej więcej zwizualizować po samej nazwie gatunkowej. Długowłose to-to, wychudzone,  mroczne i powłóczyste, koniecznie z łańcuchem krowiakiem zawieszonym na szyi i dumnie prezentowaną koszulką z zespołem na grzbiecie. Typ rzadko występujący, ale jeśli już się pojawia, to z wielkim rabanem. Najczęściej jest mordercą i/lub wymiata na wiośle, a w wolnych chwilach gwałci swoje liczne fanki.
On-Przeciętniak pojawia się sporadycznie i tonie od razu, pochłonięty przez czarną otchłań Słodziaków, Beznesmenów i Koksów. W tym typie blogowego mężczyzny możemy się doszukać największej porcji kreatywności, a wynika to z tego, że w kategorii Przeciętniaków mieści się zdecydowana większość postaci, których nie umieszczono w którymkolwiek z powyższych schematów, co bardzo się chwali.

Czas na Nią. Tutaj będzie zdecydowanie prościej, bo o ile w przypadku Panów typów było sześć, w porywach do siedmiu, to opisy kobiet zwykle są tak podobne do siebie i oczywiste, że trzeba się będzie mocno siłować, żeby wyodrębnić chociaż trzy-cztery główne nurty.
Ona występuje przede wszystkim jako Zwiewna Nimfa. Elementami obowiązkowymi są blond włosy opadające kaskadami na ramiona, niewielkie choć pełne usteczka (to ma sens?), alabastrowa cera, fiołkowe, koniecznie wielkie, oczy (ktoś to widział kiedyś u normalnego, realnego przedstawiciela rodzaju ludzkiego?), mały, zadarty nosek, smukła sylwetka, zaokrąglona jednak tam gdzie trzeba. I obowiązkowo niski wzrost -  powód kompleksów i motywacja do noszenia niebotycznie wysokich obcasów; określenia typu chochlik lub metr pięćdziesiąt w kapeluszu jak najbardziej wskazane. Do sugerowanych należą również naturalnie zaróżowione policzki, delikatne rysy drobnej twarzyczki i długie, jak na osobę o tak niewielkim wzroście, nogi. Zazwyczaj bywa deską, czym się jednak nie przejmuje. W tym opisie obowiązują dwie główne zasady – jeśli można użyć siedemnastu przymiotników na określenie jednej cechy aparycji, zróbmy to oraz – jeśli można użyć zdrobnienia, zróbmy to. Zwiewna Nimfa najczęściej bywa artystką artystyczną duszyczką.
Ona stojąca w opozycji do Zwiewnej Nimfy to Samica Alfa. Baba z jajami po prostu – wulgarnie ubrana, obdarzona przez Niebiosa powalającą urodą, preferująca mocny makijaż i ostry styl bycia. Na pięknej twarzy wpisaną ma chęć przeprowadzenia ludobójstwa, spod mini wystają jej pośladki, a z dekoltu po pas  co raz wypadają piersi. Sam opis do złudzenia przypomina ten z kategorii poprzedniej, różni się jedynie detalami, które czynią z bohaterki kobietę-wampa, jednak alabastrów, usteczek i przymiotnikowego durchfallu zabraknąć nie może. Samica Alfa z zawodu bywa najczęściej psychopatką, narkomanką lub ewentualnie niezależną artystką. Lub suką.
Ona-Bizneswoman występuje rzadko, ale podobnie jak swój męski odpowiednik, powiela zawsze ten sam schemat kobiety wrośniętej w garsonkę, śpiącej w szpilkach i z torbą Prady przyklejoną do ręki na stałe. Urodę biznesmenka ma surową, wzrok pełen nienawiści, a  figurę iście perfekcyjną. Konieczne są pociągnięte czerwoną szminką usta.
Ona-Przeciętna występuje jako wariacja na temat Zwiewnej Nimfy, więc nie będziemy się nad nią dłużej zatrzymywać.

Kwiatki

Każdy ma jakieś kompleksy — Chane również, a jakżeby inaczej. Płomienisto rude kudły są jednym z jej głównych, acz nie jedynych utrapień. No spójrzcie tylko na nie, są okropne! Jakieś takie proste, przylizane tak jakby, tu jest ich więcej, tam mniej, a tam są krótsze niż tutaj. Odcienia też nie posiadają zbyt ciekawego i pod tym względem nasza bohaterka zaczyna przypominać nieco znaną chyba wszystkim Anię Shirley — jeśli już marzy o czymś, co miałoby zmienić jej wygląd, to o tym, że pewnego dnia będzie mogła chwalić się pięknymi, kasztanowymi puklami. Póty co musi sobie jednak jeszcze poczekać aż dojdą one do właściwego koloru.
Jeśli ktoś kiedykolwiek zastanawiał się, czy można opisać kolor włosów postaci i związane z nim problemy w stu dwóch słowach – można.

Nadia jest obecnie szesnastolatką o buzi aniołka, którą okalają śnieżnobiałe włosy, ze ściętą prosto grzywką. Odziedziczyła po matce wachlarz długich i gęstych rzęs otaczających zielone oczy. Zgrabny nos i pełne, malinowe usta nigdy nie przysporzyły jej kompleksów na punkcie własnej urody. Mierzy metr sześćdziesiąt dziewięć, a waży około pięćdziesięciu kilogramów. Ma urodę iście magiczną, jest ładna i szczupła, przy czym posiada doskonałą świadomość własnych zalet. Umie się dobrze ubrać, lubując się w dziewczęcych spódniczkach i sukienkach z falbankami, koronkami i w pastelowych kolorach.
Oto i Zwiewna Nimfa w szczytowej formie. Gdyby była zawodowym kolarzem, właśnie unosiłaby ręce w geście zwycięstwa, przekraczając jako pierwsza linię mety w ostatnim etapie Tour de France, oczywiście w żółtej koszulce na zachwycających pleckach. A później pokazałaby do kamery swe krągłe, nie za małe, nie za duże, w sam raz, piersi.

Być może to przez spojrzenie jego oczu, a może kolor bardzo ciemnych tęczówek z dodatkiem intensywnego, zielonego blasku lub przez spory wzrost młodego mężczyzny, wystarczy jednak spojrzeć w jego stronę, by zapadł on w pamięci. Brzoskwiniowa cera, kochana przez słońce, ostre rysy twarzy, bardzo szczupła acz daleka od niemęskich sylwetka, bujne włosy w kolorze hebanu i dwa metry pięć centymetrów wzrostu oraz urzekający uśmiech, czynią z niego niemalże wizualny ideał niejednej kobiety.
Ach, ci przystojniacy o brzoskwiniowej cerze i hebanowych włosach! Nie wiem, czy tylko ja brzoskwiniową cerę kojarzę z zaawansowaną solarą, ale ten opis przedstawia raczej udawanego Latynosa spod lampy niźli ideał, do którego wzdychają tłumy panien, żon i wdów.

Przez dwadzieścia lat stała się posiadaczką zgrabnego ciała.
Znaczy, że kogoś zabiła i weszła w posiadanie czyjegoś zgrabnego ciała? Nie rozumiem.


Święte zasady:
·         nie ma brzydkich ludzi,
·         ci po czterdziestce również nie istnieją,
·         wszyscy mają idealne ciała,
·         każdy ma wyczucie stylu,
·         pospolitość jest nie do przyjęcia,
·         wszyscy wyróżniają się z tłumu,
·         podkreślanie swoich atutów to umiejętność przyrodzona człowiekowi,
·         perfekcyjny wygląd o każdej porze dnia i nocy jest obowiązkowy,
·         nawet jeśli perfekcja równa się byciu nieuczesanym brudasem,
·         jeśli blizny, to tylko niewielkie i niewidoczne,
·         niedoskonałości zawsze dodają uroku,
·         pryszcze nie istnieją.



Dlaczego nie opisywać wyglądu postaci:
·         elementem wymaganym w niemalże każdej karcie postaci jest zdjęcie, nie było mi dane ujrzeć takiej, w której tego elementu by brakowało, więc bezsensem jest opisywanie po raz kolejny tego, co każdy może zobaczyć na fotografii i poświęcić na to niewspółmiernie mniej czasu;
·         dwudziestozdaniowe roztkliwianie się nad usteczkami, noskiem i uszkami niczego nie wnosi i jest po prostu zapychaczem miejsca, zwłaszcza że autor posługujący się w miarę sprawnie swoimi pisarskimi możliwościami bez problemu wplecie elementy wyglądu w opis, dla przykładu, historii postaci;
·         alabastrowo-malinowa epistoła na temat wyglądu bohatera nie świadczy o umiejętnościach osoby, która kartę ze wspomnianym opisem stworzyła, bo to żaden problem przyswoić kilka standardowych stwierdzeń i powciskać je w zdania.


Jeśli, drogi czytelniku i twórco, nie odnalazłeś tutaj niczego, co pasowałoby do twoich opisów wyglądu postaci – masz moje błogosławieństwo, żeby pisać je dalej i nie przejmować się tym, że akurat ja jestem tej praktyce przeciwna. A szanowną blogową społeczność zapraszam do dyskusji i dla ułatwienia podrzucę nawet kilka pytań.
·         Wydzielacie część karty postaci poświęconą jej wyglądowi?
·         Znaleźliście jakieś inne tendencje i schematy w opisach fizyczności bohaterów?
·         Czy coś szczególnie was w nich drażni?
·         A może zupełnie nie robi wam różnicy, czy kwiecista epistoła o usteczkach jest w karcie, czy jej nie ma?


Trzymajcie się i do następnego razu!


11 komentarzy:

  1. Mnie osobiście drażni ten jeden, powtarzający się cały czas schemat, a mianowicie: jaka by to postać żeńska nie była, autorka opisuje ją jako ładną/piękną/o magicznej urodzie itp. - tych przymiotników, a nawet twórczych epitetów jest mnóstwo. Nie mam na celu nikomu umniejszyć, ale każdy ma inny gust, prawda? Dla autorki modelka na zdjęciu może być ósmym cudem świata, ale dla kogoś innego będzie to normalna, często spotykana uroda.
    Wolę opisać to (jeśli zdjęcie jest mało szczegółowe), co druga osoba może zobaczyć. Raczej robię zwykły opis wyglądu niźli rozpisuję się nad "boskimi przymiotami", a że czasami ubieram to w dość artystyczne słowa, to już inna sprawa - nie odpowiadam za to, co mi wena i wyobraźnia na język przynoszą ;) Najważniejszy jest kolor/długość włosów, kolor oczu, skóry i wzrost, przynajmniej dla mnie. Budowa ciała jest mało ważna, krój ust już w ogóle. Ktoś to może uznać za pierwszy stopień sklerozy, ale o takich "szczegółach" po prostu nie pamiętam ^^
    Przyznam aczkolwiek, jako osoba prowadząca grupowce, iż kiedyś nie wyobrażałam sobie karty postaci bez opisanego wyglądu, lecz był to skutek pisania na blogach, które tejże rubryki wymagały, więc człowiek siłą rzeczy przyzwyczaił się do tego. Większość jednak uczy się na błędach, ja również, więc odeszłam od tego schematu, zaznaczając we wzorze karty, iż wygląd nie jest wymaganym punktem do opisywania, ale mogą być w nim zawarte krótkie, treściwe informacje np. dotyczące wzrostu postaci czy koloru oczu - wiadomo, że nie wszystkie zdjęcia zawierają takie szczegóły, a czarno-białe to już zupełnie inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sztama! To teraz możemy zrobić akcję "Grupowce na dwa głosy.". Jak dla mnie brzmi nieźle, a skoro nie planujemy żadnej wojny międzyautorskiej...

    Artykuł mi się podoba, nie powiem, że nie. Nic dodać, nic ująć. Chociaż muszę przyznać, że z fiołkowymi oczami na blogach nigdy się nie spotkałam. Za to było ich sporo w książkach z Faerunu. Nigdy nie zapomnę zdania "W fiołkowych oczach zapłonął barbarzyński gniew".
    Ja bym rozważyła jeszcze jedną kategorię w Onych. Pamiętajcie o Szarych Myszkach. To najbardziej harlequinwate stworzenia blogosfery. Są wysokie, ale wiotkie jak wierzbowe wici na wietrze, ubrane skromnie... Ale nie dajcie się zwieść! Ja kiedyś wpadłam w pułapkę i mój Luke (klasyczny przypadek człowieka, który wyprzedził epokę i tablicę Mendelejewa rysował z pamięci) został zmuszony do wątku z Szarą Myszką, która przerodziła się w Samicę Alfa, gdy tylko zostali sam na sam. To było koszmarne przeżycie. Szarych Myszek jest na blogach mnóstwo. Przede wszystkim dlatego, że taka Myszka to jak zapakowane jajko-niespodzianka. Jeśli ma dobrą Autorkę, dostaniesz i coś przyjemnego, i coś ekscytującego. Jeśli złą... Cóż, niektóre bomby z zapalnikiem czasowym też mogą przypominać jajko-niespodziankę.
    Będąc przy temacie cudzych kart: mnie osobiście wkurza stwierdzenia "Nadia jest piękną szesnastolatką", "Uroda Jamesa zapiera dech w piersiach". Jestem co prawda przewrażliwiona, jednak takie stwierdzenia przyprawiają mnie o wrażenie, że ktoś mi próbuje wcisnąć kit. Głównie dlatego, że w dziewięćdziesięciu procentach przypadków karta postaci jest pisana obiektywnie, czyli, powtarzając za moją nauczycielką, bez nacechowania emocjonalnego. O tym, co jest piękne, można dyskutować równo długo i namiętnie jak o tym, co jest sztuką. Sprawa zawiera się głównie w tym, że blogerzy niewiele robią, żeby przekonać czytelników, że ta postać ma swoje racje, by być piękną.

    Jak już piszę kartę postaci, to zazwyczaj robię wszystko, żeby o wyglądzie napisać jak najmniej. Zakładam, że jeśli w opisie stoi, że gość jest jak skała, to czytelnicy sami sobie wywnioskują, że nie zobaczą go w spodniach do pół tyłka (z nimi to ciekawa historia jest...). Jednak o wyglądzie zazwyczaj coś piszę, aczkolwiek tylko to, co uważam za istotne. Czyli wzrost, krótki opis sylwetki (tak w dwóch słowach), ewentualnie jakąś szczególną cechę. Na przykład czerwone oczy, nieumiejętność wiązania krawata, ubieranie się wyłącznie w jednym kolorze. Czasami pisanie o ustach ma sens. O ile opisywany ma a propos tych ust coś wartego uwagi. Na przykład zajęczą wargę. Albo aparat na zęby. Kolor oczu nie jest jakoś szczególnie ważny, na to się nawet nie zwraca uwagi (oczywiście nie licząc wyjątków, jak oczy albinosa, wspomniane już czerwone lub oczy niewidomego). Bo spróbujcie szybko z pamięci powiedzieć, jaki kolor tęczówek ma troje waszych najbliższych znajomych.
    W zasadzie oczom blogowych postaci należy się oddzielny temat. Mogą być lazurowe, chabrowe, jak burza w środku lata, jak dwa opalizujące kamienie, jak szafiry, jak odciski palców Boga... Coś w ten deseń.

    OdpowiedzUsuń
  3. To, czy opis wyglądu ma jakieś swoje miejsce, zależy od tego, jak akurat piszę kartę. Bo i takie historia-wygląd-charakter się zdarzają (wtedy zazwyczaj skleci się trzy-cztery ogólne zdania) i takie, w których nie ma wydzielonych żadnych części, bo są bardziej opisami sytuacji. O, raz chyba poskładałam kartę z fragmentów wypowiedzi osób, które postać znały - rodziny, znajomych. Wtedy chyba aż w jednym zdaniu coś odnośnie wyglądu było.
    Co do rzeczy denerwujących. Może nie chodzi o samą kwestię opisów, a o coś jeszcze innego - o wybieranie wizerunków zupełnie nieodpowiadających wiekowi postaci. Teraz i tak rzadziej się to zdarza, a w każdym razie zdecydowanie rzadziej się z tym spotykam.

    Leeshko, z tym, że nie zwraca się uwagi na kolor oczu, niezupełnie się zgodzę. Ewentualnie istnieje całkiem realna opcja, że jestem dziwadłem, ale bez zastanowienia udało mi się wymienić kolor oczu nie tylko trojga najbliższych znajomych, ale łącznie dwudziestu pięciu osób z klasy ;) Ot - każdy zwraca uwagę na coś innego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy wyznaczam specjalne miejsce? To zależy od bloga, najczęściej tak, gdyż jest to wymagane/nie mam "natchnienia", a coś muszę napisać, bo zależy mi koniecznie na dodaniu karty (wtedy faktycznie, to dobry zapychacz). Co do schematów się zgodzę - bardzo trafny był fragment "smukła sylwetka, zaokrąglona jednak tam gdzie trzeba" - ile razy widziałam już podobne rzeczy! Co mnie drażni najbardziej? Opisy podobne do tego powyżej, jednak same w sobie; znacznie bardziej przykry jest fakt, iż za takim opisem ciągną się odpowiednie umiejętności pisarskie. Widząc tak napisaną kartę, wiem już, że z postacią sobie nie popiszę... Przyznam, że raz (mam nadzieję, że tylko ten jeden!) udało mi się popełnić coś podobnego, nie sprowadzało się to jednak do "fiołkowych ślepków, długaśnych odnóży" i tym podobnych, coś więcej chyba w tym jednak było.
    Teraz pytanie tak od siebie - czy mogę zapytać, czy i na jakich blogach autor(ka) artykułu prowadzi postacie? Pytam, bo po poznaniu podejścia autora/autorki do tych kwiecistych tworów blogosfery wnioskuję, iż jego/jej karty muszą być na naprawdę wysokim poziomie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trudno nie pisać o wyglądzie, kiedy zazwyczaj regulamin tak nakazuje, bo jak widać samo zdjęcie owym wyglądem nie jest. I oczywiście, gdyby każdy pisał o wielkich, widocznych bliznach; brzydkiej urodzie (?), itp, to znowu można byłoby się przyczepić takiego schematu. Jak dla mnie to bezsensowne, bo 'tak źle i tak niedobrze'. Każdy pisze jak chce i co mu się żywnie podoba, a to co zawiera w karcie (i jeśli uważa, że to, co publikuje jest dobre) to już jego sprawa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam mam idealnie na odwrót. Najchętniej w ogóle nie szukałabym żadnych zdjęć ani niczego podobnego. Po prostu kiedy wymyślam postać, to powstaje ona w mojej głowie wraz z wyglądem (który zazwyczaj niestety nie jest idealny) i nie potrafię niczego dopasować. I tak, irytuje mnie to, że trudno o oryginalną postać - zazwyczaj przez to po prostu mylę autorów i nie odpisuję im tam, gdzie trzeba. Jak jest pięć zwiewnych nimf, to idzie się zastrzelić, szczególnie, gdy autorzy nie podpisują postaci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Killuś, świetny artykuł. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały artykuł! Opisałaś wszystko co mnie tak bardzo denerwuje w opisach wyglądu :D Chociaż sądzę, że czasami takowy jest potrzebny. Chociażby napisać ogólny opis sylwetki, czy to chude czy grube, czy wysokie czy niskie, jak się ubiera. Takie suche fakty. Zwykle wyglądowi poświęcam dwa krótkie okropnie akapity. Kiedyś wydzielałam konkretną część karty, poprzez zdjęcia na przykład, i zawsze się zastanawiałam jak większość autorów rozpisuje się na ten temat na dwie strony, kiedy ja ledwie zapełniam jej połowę.
    Mnie irytuje niezmiernie wyrażenie zaokrąglona tam gdzie trzeba. Piany dostaję gdy coś takiego widzę. Nie rozumiem tego lęku przed słowami "biust", czy "piersi". Chyba że to jakoś okropnie wulgarne jest. Bo o tym jeszcze nie wiem.
    Nooo... To chyba wszystkie żale jak na razie. Jeszcze raz tylko powiem, że artykuł genialny i życzę weny na więcej takowych :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 'zaokrąglona tam gdzie trzeba' - coby każdy mógł dopasować do swoich preferencji. Ja na przykład lubię, jak kobieta ma brzuszek, to dla mnie, taka zaokrąglona będzie takowy mieć. Dla innego piersi, dla kolejnego tyłek. Komu innemu podobają się grube, przepraszam, zaokrąglone uda.

      Ludzie chcą dobrze, a Ty narzekasz. ;]

      A tak pomiędzy nami, to moje opisy wyglądu postaci z reguły wyglądają tak "niska, chuda, piegowata, z włosami". Bo po kiego grzyba pisać coś, co jest podane jak na tacy, tj. na zdjęciu?
      A jak widzę te poematy, które co poniektórzy piszą, to się zastanawiam, czy to ze mną jest coś nie tak, czy to świat schodzi na psy.

      Usuń
  9. I, ojaaaa, nowy pirat na pokładzie!

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja nie umiem pisać karty bez opisu wyglądu. Często po prostu nie znajduję odpowiedniego zdjęcia, więc daję kilka różnych i w opisie podsumowuję jak to być powinno.
    Raz stworzyłam dziewczynę superpiękną, ale to po prostu musiało być. Czemu? Była anielicą. :>
    Chłopców lubię robić małych, drobnych i słodkich, cóż, takie upodobanie. A ogólnie moi chłoptasie miewają "fiołkowe oczy"(konkretniej jeden miał), ale ja ich tak nie nazywam, tylko po prostu fioletowe, bo ja kocham fioletowe oczy. ♥ Ale jako iż pamiętam, że taki kolor naturalnie nie występuje to i tak mam uzasadnione. :>
    A ogólnie notka bardzo dobra, tylko nie lubię czepiania się tego, że trudno o osoby po czterdziestce. Z reguły na grupowcach są nastolatkowie, a Ci raczej nie wiedzą jak takich dobrze prowadzić... no i jak się nagle z taką osobą wyskoczy to i o wątki trudno, bo reszta jest zdecydowanie młodsza.

    OdpowiedzUsuń