poniedziałek, 11 lutego 2013

Chaotyczna wykładnia
blogowej demokracji.



Mój artykuł w zamyśle nie jest ani odpowiedzią na ten napisany przez Leeshkę zaledwie kilka godzin temu, ani tym bardziej polemiką z nim, jednak ciężko mi będzie uniknąć odniesień i – właśnie – polemiki, więc nie mogę obiecać całkowicie odrębnego kawałka tekstu. Sama Leeshka rzuciła kiedyś hasło, że powinnyśmy zacząć przedsięwzięcie, które roboczo nazwane zostało Blogosferą na Dwa Głosy, a to chyba pierwszy akt tej współpracy, która sensu stricto nie miała miejsca, ale zbieg okoliczności wywołał wilka z lasu, więc czemuż by nie skorzystać z okazji i wyłowionego z odmętów pamięci terminu. Mój artykuł będzie dotyczył jedynie dwóch poruszonych przez Leeshkę tematów, które ona potraktowała marginalnie, zmierzając do głównego punktu programu. Ja się natomiast zajmę nimi szerzej, zapewne przedstawiając zupełnie inny punkt widzenia, wachlarz poglądów i argumentów, i finalnie dojdę do innych wniosków, jednak czyż to nie cudowność demokracji, że możemy się tak po prostu nie zgadzać, a mimo to dalej żyć w spokoju?

Grupowcowe Kolesiostwo
Załóżmy sobie taką sytuację – dawno, dawno temu autor A i autor B poznali się w mniej istotnych okolicznościach, ale powiedzmy, że był to jakiś onetowski blog epoki kamienia łupanego, dogadali się i od tamtych czasów za rączki tułają się przez blogosferę. Stworzyli razem setki historii, które ujrzały światło dzienne lub pozostały jedynie pewną koncepcją na przyszłość albo i zostały wymyślone tylko po to, żeby zająć się czymś podczas ataku dojmującej nudy. Wszystko jedno, sprawa sprowadza się do tego, że A i B dobrze się znają, wiedzą, co lubią i czego nie lubią, po prostu świetnie im się współpracuje, bo ogarniają wzajemne oczekiwania względem postaci, ich relacji i wydarzeń z ich życia.
Jeśli próbujemy stworzyć związek (mówimy tu stricte o miłości, nie o zwykłym powiązaniu) pomiędzy postaciami, kiedy autorzy się nie znają, nie korzystając przy okazji z gotowych bohaterów, ale wymyślając własnych, jesteśmy skazani na pisanie wszystkiego od początku. A to zajmuje sporo czasu. W tym momencie powstaje pytanie – czy czasu wystarczy przed zgonem grupowca, żeby choćby dojść do momentu, kiedy i autorzy i bohaterowie znają się na tyle dobrze, żeby stworzyć sensowny związek? Jasne, to co pomiędzy autorami zostaje i może zostać wykorzystane do stworzenia relacji postaci na innym blogu. Można oczywiście próbować ustalić powiązanie ‘z przeszłości’, jednak żeby postacie pozostały spójne, nie można robić zbyt wielkiego zamieszania kontaktami sprzed lat, bo – jak pisałam wcześniej – zdarzenia kształtują charakter. Już rozumiecie do czego zmierzam? Dokładnie do tego, o czym mówiłam akapit temu – autorzy poznają swoje oczekiwania, blogowe skłonności i zaczynają się w efekcie rozumieć. Jeśli zagra – będą się częściej pojawiać razem i tworzyć  bohaterów bardzo mocno ze sobą związanych.
Dziwnym zjawiskiem byłoby dla mnie nagłe porzucenie pisania ze swoim ‘towarzyszem broni’, nawet jeśli nie wiem jak bardzo miałoby to poszerzyć możliwości wątkowania i rozwoju blogowego. Dla mnie grupowce to wciąż sposób na rozrywkę, a nie sposób na życie, ale nie oznacza to, że moje relacje z niektórymi z autorów istnieją tylko dlatego, że dobrze nam się pisze i na tym są oparte. Z jednym z członków mojego ‘blogowego stada’ mieszkam, drugiego znam od pięciu lat i wymieniamy jakieś tysiąc osiemset siedemnaście milionów smsów dziennie. Leeshka spojrzała na ‘problem’ z perspektywy (uwaga na bardzo idiotyczne słowo) ofiary, chociaż w moim przekonaniu nie ma tu nawet czego tak naprawdę roztrząsać. Nie ma, bo żeby uszczęśliwić wszystkich zbulwersowanych zjawiskiem stadnego pojawiania się dobrze dogadujących się autorów, trzeba by im nakazać zaprzestania kontaktów, a kto ma do tego niby prawo? Demokracja już po raz drugi dzisiaj jest po mojej stronie.  
Być może cierpią na tym nasze wątki, być może niezdrowo podniecamy się swoimi beznadziejnymi kartami, być może to kogoś odstrasza (chociaż szczerze wątpię, bo autorzy grupowców mieszają się i migrują, ale mimo wszystko to stosunkowo stała grupa), być może tak nie powinno się dziać, żeby świat był lepszym miejscem, ale… Właśnie – ale. Ale tworzenie postaci przez dobrze znających się autorów to nie tylko proces sprowadzający się do formuły ‘okej, ona ma 35 lat, on 40, znają się od studiów, od 10 lat są małżeństwem, mają dwójkę dzieci i psa rasy owczarek nizinny’, a cała reszta rozgrywa się niezależnie w dwóch oddzielnych umysłach, czyli bohaterowie powstają każdy sobie, a ostatecznie dogrywa się tylko to, co musi być dograne, żeby historia… zagrała. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że tworzenie historii z autorem, którego zna się od dłuższego czasu to cała plątanina pojawiających się stadami pomysłów i scen, z których trzeba wybrać te, które stworzą najlepszą historię, oczywiście subiektywnie najlepszą. To po prostu frajda tworzenia tego, co w warunkach wątkowania ‘obcego z obcym’ jest praktycznie nie do zrobienia. Dlaczego? Ano dlatego, że podczas prowadzenia dialogu w momentach, które z braku lepszego określenia nazwać można zapalnymi, autorzy mają tendencję do porzucania koncepcji postaci, która zasugerowała, że można zastosować takie rozwiązanie, jakie ostatecznie doprowadziło do tego, co w intencji piszącego nie miało mieć miejsca. Wytłumaczenie pokrętne, więc przykład – absolutnie spokojna dziewczyna nagle okazuje się złośliwą i sarkającą na prawo i lewo bestią, bo jakiś facet z gatunku bezczelnych powiedział jej coś, co nie spodobało się autorowi dziewczyny. Takie sytuacje w przypadku dokładnie przegadanej znajomości nie mają miejsca, a sama znajomość trwa i nie staje się jedną wielką obroną własnej postaci i jej dominującej pozycji.
Bodaj tylko raz (a przynajmniej ten jeden jestem sobie w stanie przypomnieć) pojawiłam się na blogu tylko po to, żeby stworzyć postać i popisać wątki z jedną osobą - czyli nie miałam zamiaru nikomu ich proponować, ale nie miałam też nic przeciwko pisaniu z innymi autorami, jeśli oni będą mieli taką chęć - a sam grupowiec służył jedynie temu, żeby było to gdzie ekshibicjonistycznie upublicznić, chociaż sprawę można było od początku do końca poprowadzić na GG czy gdziekolwiek. Tutaj dochodzimy do sedna mojego poglądu na tę kwestię – pisanie na blogach jest frajdą. Przede wszystkim. Mi sprawia przyjemność to, że mogę sobie napisać lepszą lub gorszą kartę, poszukać wątpliwej jakości i adekwatności gifów, opublikować to wszystko i czekać na odzew. I wiecie co? Ten rzadko bywa entuzjastyczny, a powodów upatruję w tym, że zasadniczo piękny zwyczaj czytania kart odchodzi w niepamięć, co z kolei wynika z faktu zbierania się autorów w grupy i podgrupy, które nawiedzają różnorakie grupowce, żeby realizować swoje, wcześniej już przemyślane, pomysły. I wiecie co? Mi to odpowiada, bo jednocześnie nie wchodzę nikomu w paradę, zaburzając jego plany i marnując czas na męczenie wątku, na który nikt nie ma tak naprawdę ochoty, i mam swoją historię do zrealizowania, ze swoją podgrupą. Jeśli któryś z autorów nie jest ‘członkiem stada’, zapewne lojalnie przeczyta karty i chętnie pomyśli nad wątkiem i powiązaniem, żeby też mieć trochę radości z faktu bycia współtwórcą dowolnego grupowca. Większość ‘stadnych’ autorów, ze mną włącznie, jest super-chętna na pisanie z tymi, których nigdy wcześniej nie widziało na oczy, bo to – tak całkiem niefilozoficznie i pospolicie – fajne i ekscytujące.
Blogi to nie komunistyczne wspólnoty, gdzie każdy dostaje taki sam przydział popularności postaci, ilości komentarzy do napisania, zachwytów do wylania, fochów do strzelenia i błędów do odnalezienia. Blogi to nie społeczności dyktatorskie, gdzie jest jeden, który wyznacza kierunek i wybiera, kto ma z kim pisać, które postacie mają się dogadywać, którzy autorzy mają porzucić prywatne kontrakty i skasować swoje numery telefonów, bo to uczyni z nich zakochanych we własnej twórczości nieobiektywnych frajerów, zupełnie niezainteresowanych tym, co się dzieje wokół. Obiektywizm nie istnieje i ktokolwiek chciałby mnie przekonać, że jest inaczej, może skończyć, zanim w ogóle zacznie. Ogarnięcie spojrzeniem struktur występujących na grupowcach prowadzi nas do wniosku, że są to społeczności, na których kwitnie demokracja, bo nikt nie może nikogo wcisnąć w szereg i postawić wymogów, co do ilości prowadzonych wątków i liczby zaangażowanych weń autorów. Podobnie jak nie może wybrać, z kim ma się komu pisać najlepiej i kto do kogo pasuje na tyle, żeby zdecydować się na jakieś głębsze relacje pomiędzy postaciami. Pamiętajcie o tym wszyscy ci, którzy będą kiedykolwiek sfrustrowani pojawiającymi się na blogach grupkami autorów, którzy zapisali się tam głównie po to, żeby zrealizować swój wcześniej ułożony plan. Nikt nie broni podchodzić do ‘stadnych’ postaci, dźgać ich kijaszkiem pod żebrami i domagać się wątków. Gwarantuję wam, że zdecydowanie większy procent będzie zainteresowany współpracą, niż zajęty jedynie swoimi sprawami i jedną jedyną postacią, oczywiście autorstwa dobrego znajomego.

Forma Karty Postaci
Kart Postaci napisałam w swoim życiu undecylion, bo jestem jednym z tych, którym taką samą przyjemność sprawia tworzenie postaci, jak i jej prowadzenie, więc nie płaczę gorzko, kiedy blog skona, zanim jeszcze zdąży chociaż minimalnie się rozwinąć. Karty w moim wykonaniu są najróżniejsze – długie, krótkie, lepsze, gorsze, kulturalne jak przeciętny franciszkanin,  wulgarne jak Pan Mietek Spod Sklepu pod wpływem Amareny, dosłowne, niedosłowne, konkretne, abstrakcyjne – wszystko było, od Osbourne’a do Mozarta. Jednak celem było zawsze to samo – przekazanie informacji o bohaterze. Zazwyczaj stosunkowo wielu informacji, bo nie wierzę w odkrywanie postaci przez współautorów w trakcie pisania wątków. Takie koncepty kończą się zazwyczaj wyłonieniem naprawdę bardzo mało oryginalnego bohatera, którego tajemniczość sprowadza się do prostego chamstwa. Trzeba było napisać, że jest ona(a) najzwyklejszym w świecie prostaczkiem, ja tam nie mam nic przeciwko prostaczkom.
Pochylmy się więc nad tą w moim przekonaniu główną funkcją Karty Postaci – przekazaniem informacji. Nie obchodzi mnie, w jakiej formie to będzie miało miejsce, byle by szanowało zasady języka polskiego i nie zawierało elementów, których poziom realizmu plasuje się gdzieś pomiędzy gadającym smokiem w roli zwierzątka domowego a Thorinem Dębowa Tarcza tańczącym Gangnam Style w drugiej części ekranizacji Hobbita. Kolejnym istotnym zadaniem jest selekcja tychże informacji, ale o tym już artykuł był, jeśli mnie pamięć nie myli, więc ja skupię się na samej formie.
Chociaż tradycją jest poszukiwanie kwiatków wszelkiego typu, dzisiaj sobie to daruję i posłużę się swoimi własnymi kartami, bo narzuciłam sobie zasadę, że nie będę rzucać tu nickami autorów feralnych fragmentów, a żeby tego uniknąć, musiałabym skopiować całość Karty, a to z kolei nie ma sensu.
Mamy standardową opisówkę, mamy coś pomiędzy i mamy wersję czysto skojarzeniową. W przypadku opcji pierwszej czytelnik ma wszystko podane na srebrnej tacy, chronologicznie ułożone i jego zadaniem jest tylko nadążyć za procesem rozwoju postaci, który został przedstawiony konkretnie i jasno, więc żadnego problemu z tym nie będzie. Dlaczego akurat tak? Bo blog o mafijnych rodzinach wymagał zarówno wywodu o procesie zyskiwania aktualnej pozycji, jak i informacji o stosunkach bohatera z członkami własnej familii oraz dokładnego opisu osobowości, żeby wymyślanie wątków miało ręce i nogi. Druga Karta skupia się na opisie procesu, który nadal trwa, ale jego poszczególne etapy miały jakieś cechy charakterystyczne i podczas lub pomiędzy nimi pojawiały się jakieś wydarzenia. Cała reszta informacji, na przykład dotyczących osobowości, jest przemycona gdzieś między wierszami, jednak w sposób stosunkowo oczywisty i bardzo mocno powiązany z samym opisywanym procesem. Powód takiego a nie innego ujęcia jest prostu – mamy do czynienia z członkiem relatywnie niewielkiej społeczności, gdzie informacje rozchodzą się szybko, ale dotyczą one nie przymiotów ich głównego bohatera, ale jego słów, czynów i decyzji. Popularna ostatnio forma ‘cytatowa’ ma w moim przekonaniu zdecydowanie więcej sensu, niż się niektórym wydaje. Nie sprowadzałabym tego konceptu do wrzucania kilku bezsensownych kawałków tekstu i publikowania tego jako dzieło współczesnej literatury, bo umiejętne wybranie owych zdań wymaga jednak trochę wysiłku i pomyślunku, podobnie jak wyciągnięcie informacji o bohaterze z takiej Karty wymaga tego drugiego. Pobawiłam się w wyjście poza granice zdarzeń i udałam, że nie napisałam tej karty, ale czytam ją jako odbiorca tekstu, który pierwszy raz widzę na oczy. Siląc się na nieistniejący obiektywizm, przede wszystkim dowiedziałam się sporo o osobowości i zawodzie bohatera, co na tym konkretnym blogu  jest najistotniejsze, bo nie wiem jak wy, ale ja poza drobnymi wyjątkami nie mam zielonego pojęcia o życiu prywatnym swoich wykładowców, a jedyne z czego ich znam, to zachowanie podczas zajęć, na które z kolei ma wpływ osobowość. Zgadza się z koncepcją? Zgadza się.
Przy czytaniu Kart Postaci pamiętać należy przede wszystkim o tym, że zazwyczaj nie są one pisane bezmyślnie (i nie mogą być bezmyślnie czytane!), a wybór określonej formy implikuje określone konsekwencje w finalnej kreacji bohatera. Poukładany, rzeczowy i w gruncie rzeczy spokojny Andrea dostaje konkretny, logiczny i może mało twórczy, ale adekwatny opis, w którym zawarte są klarowne informacje. Nie ma powodu, żeby taką samą formę zastosować w przypadku standardowego włościanina (żeby nie powiedzieć dosadniej – chłopa) Grzegorza, skoro o wiele lepiej jego koncepcję oddaje ta nieco chaotyczna, jednoakapitowa i poprzetykana wulgaryzmami anegdota o jednym takim, który robił głupoty całe życie, bo jest taki jak swój opis – bełkotliwy i niekoniecznie spójny, chociaż wciąż utrzymuje jakiś tam ciąg przyczynowo-skutkowy, a jego decyzje nie są irracjonalne. I na koniec zostaje szanowny pan Jakub, u którego absolutnie nieistotne są jakiekolwiek genezy czy procesy, ale to jakim jest teraz, w tym konkretnym momencie. Dodatkowo poziom zażyłości z innymi bohaterami będzie w większości przypadków stosunkowo niski, więc fragmentaryczne informacje podane w formie wrzutki wszystkiego, co się nawinie, są jak najbardziej wystarczające. Jeśli ktoś będzie zainteresowany powodem zaistnienia jakiegoś stanu rzeczy, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się tego dowiedzieć podczas prowadzenia wątku.
Wstrzymałabym się zdecydowanie od sztywnego wskazywania jedynej słusznej formy pisania Kart, żeby wszyscy byli zachwyceni, bo zazwyczaj wybór sposobu przekazania informacji ma jakieś tam podstawy i nie wziął się znikąd. Jeśli ktoś natomiast lubi tworzyć w swoim sprawdzonym stylu i zawsze w tej samej formie – droga wolna, ma do tego takie samo prawo jak ja do kombinowania i szukania powiązań techniczno-performacyjnych. Zawsze można coś napisać inaczej i zawsze znajdzie się ktoś, kto wie lepiej, ale ja mimo wszystko sugerowałabym jednak wzięcie pod uwagę kilku czynników, które odwieść powinny od krytykowania czegoś, co tak naprawdę jest w jakiś sposób uzasadnione, zwłaszcza jeśli nawet nie pojęło się istoty tego uzasadnienia. Dla mnie sensowną krytyką Karty Postaci jest zwrócenie uwagi na błąd merytoryczny, język na poziomie żenującym lub brak realizmu, natomiast jeśli realistyczna postać ma Kartę napisaną z poszanowaniem reguł języka ojczystego i zgodnie z zasadami świata, na którym żyjemy – dałabym sobie spokój, nawet jeśli forma doprowadzałaby mnie na skraj. Mi również wiele rzeczy się nie podoba, całe tabuny postaci mnie drażnią i wywołują we mnie mniej lub bardziej spektakularne ataki chichotu albo wrze we mnie przekonanie, że zrobiłabym to lepiej, ale… autor ma prawo robić tak, jak mu się żywnie podoba. Możemy sobie tu tworzyć klasyfikacje blogowych zjawisk i udzielać dobrych rad, ale nikt nie ma prawa nikomu narzucać tego, jak ów ma pisać, bo to jego sprawa, jego przyjemność tworzenia i jego koncepcja.
Demokracja sponsoruje dzisiejszy artykuł.

17 komentarzy:

  1. Sensu stricto lub stricte nie sensu stricte.

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz mnie. Chyba za tego owczarka. Mnie bardzo łatwo przekupić owczarkiem.
    Mam taką ciekawostkę. To, co nazwałaś skojarzeniówką, nazywa się pisaniem krzyżowym. Tak twierdzi Graham Masterton. Możemy podyskutować na temat kunsztu literackiego Mastertona, bo to jeszcze zależy jak, gdzie i z kim, ale jednogłośnie uznajmy, że gość zna się na rzeczy.
    Ponieważ w pełni popieram to, co jest tam u góry i na pewno nie przyleciałam się kłócić, poczynię jedną uwagę, żeby jakoś usprawiedliwić słowolejstwo.
    Jest trzecia strona medalu. To po pierwsze. Po drugie, co zresztą idzie za pierwszym, zawsze znajdzie się ktoś, kto się znajdzie nie w porę. Blogosfera jest wielka jak Rzym. Dlatego ja, konserwatystka pierwszej wody, przyklasnę każdemu przykładowi w tym artykule. Dobra karta jest dobra. Ty mi mówisz, że ustalanie powiązań na gadu et cetera jest świetne - ja się zgadzam. Ale nie przestaną mnie irytować te karty, które naprawdę są zlepkiem losowych zdań. Tym bardziej, że widuję je na różnistych blogach. Co jest zabawne? Zmienia się zdjęcie, wiek, czasami nawet płeć postaci, zmienia się założenie charakteru, ale zbitek słów wciąż ten sam. Z tego samego powodu zawsze będą mnie irytować kolesiostwa, których ustalanie powiązań wygląda tak (to będzie parafraza, ale kilkakrotnie coś takiego spotkałam):
    Komentarz 1: "Dżejmsik!"
    Komentarz zwrotny: "To ja, kocie. Wącimy?"
    Komentarz 2: "Tak, jak zawsze. SEEEEKS"

    OdpowiedzUsuń
  3. Walczę z nieodpartym wrażeniem, jakoby pierwsza część artykułu była usprawiedliwieniem. I to w dodatku takim, jakbyś gdzieś tam w środku czuła się winna i wiedziała, że to jest złe. Bo jest. I mnie osobiście drażni niemiłosiernie. Dla mnie podobny sposób dołączania na blogi jest absurdalny - jeśli chcę poprowadzić wątek z jedną konkretną znajomą, robimy to na gadu-gadu i sprawa się rozwiązuje. A jeśli chcę, żeby ktoś ekscytował się moją denną kartą i wstawionymi w niej seksownymi gifami znanego wizerunku, robię sobie otwartą postać. Posunę się ze swoimi rozmyślaniami dalej i napiszę, że owo "stadne" dołączanie na blogi jest niemałą przyczyną powolnego upadku grupowców. Inni autorzy widzą, że "o, ta i tamta autorka się znają, więc nie będę się wtryniać, bo skoro dołączyły tylko dla siebie nawzajem, to i tak w pewnym momencie przestaną mi odpisywać". Chcąc nie chcąc tak sprawa się zamyka, w ten sposób myśli całkiem sporo osób, to odizolowuje, ogranicza i wycofuje. Nie rzeczoną dwójkę, ale innych współautorów bloga. Toż to są przecież blogi grupowe, a nie blogi kilku par i sztucznego tłumu.
    Nie zgodzę się również ze stwierdzeniem, że blogową miłość można stworzyć tylko poprzez wcześniejszą znajomość z autorem/autorką drugiej połówki. To zdarzenia przedstawione w wątkach kształtują zarówno ich charaktery jak i relacje. Stworzenie takiego związku wymaga czasu, to prawda. Ale w przeciwnym wypadku ta miłość jest nienaturalna, wykreowana i sztuczna (o ile postaci fikcyjne może łączyć prawdziwe uczucie). I jaki sens, ma dołączanie do bloga z góry zakładając, że ten upadnie, zanim wątek porządnie się rozwinie?
    Poza tym, skądś przecież się znacie. Mogę się oczywiście mylić, ale w moim przypadku te blogowe znajomości są wynikiem ścisłych relacji i głębokich związków między naszymi postaciami. Gdzieś tam na onecie, pięć lat temu. Jeśli wtedy dało rado, dlaczego miałoby nie dać teraz?
    O drugiej części postu już się tak rozwiąźle nie wypowiem, głównie przez wzgląd na to, że w większej mierze się z nim zgadzam. Może poza jednym drobnym szczegółem: co byś w karcie nie napisała, rzeczywisty charakter postaci (albo raczej to, czy umiesz jej podołać) i tak ujawnia się w wątkach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się absolutnie nie czuję winna, że spaceruję po grupowcach za rączkę ze swoim wiernym kompanem, bo nie wiem, cóż złego mogłoby być w przyjaźni, którą to również (ale nie jedynie) w jakiś sposób rozwija. Żeby stworzyć dobrze opisaną, głęboką i składną relację, trzeba na to poświęcić naprawdę sporo czasu - ja potrzebowałam niemalże dwóch lat i ponad 40 notek na normalnym, regularnym blogu z opowiadaniem, żeby stworzyć coś, w co byłam w stanie uwierzyć i co było w stanie mnie... hm, ciężko to nawet określić, bo ani 'zainteresować', ani 'przejąć'... Nie wiem, nie znajdę teraz dobrego określenia dla takiego prawdziwego zaangażowania w losy i przeżycia swojego bohatera. W moim przekonaniu wszystko inne zawsze będzie 'sztuczne i wykreowane', a ja sama nie wyobrażam sobie pisania 'miłości' z kimkolwiek poza dwoma osobami. Może to oznacza, że jestem ograniczona i mam nie wiadomo jakie wymagania, ale inaczej to mi po prostu nie gra, nie klei się i nie idzie. Jestem podobno królową niepopularnych opinii, ale nie chcę być rozumiana w tym momencie w ten sposób, chociaż pytanie to muszę zadać. Czy nie wydaje ci się, że nie możesz mówić w imieniu całej grupy autorów, którzy to podobno obchodzą szerokim kołem tych, którzy się znają, bo wiedzą, że to nie ma sensu? Nie wydaje mi się, a ja nie zauważyłam takiego zjawiska, chociaż jestem tym 'stadnym', więc mnie to powinno szczególnie dotknąć.

      Co do kształtowania charakteru - owszem, mogę się z tym zgodzić, z jednym tylko zastrzeżeniem. Ciężko 'nie podołać' własnej postaci, zwłaszcza jeśli nie jest się początkującym w temacie. To brzmi pretensjonalnie i bezsensownie. Rozumiem, kiedy ktoś na blogu opartym o jakieś uniwersum przejmuje postać kanoniczną i nie daje sobie rady z jej prowadzeniem z różnych powodów, ale własna postać takich problemów nie powinna sprawić, bo to TY i nikt inny jesteś jej twórcą i panem. I drugie zastrzeżenie - kształtowanie charakteru nie może oznaczać jego diametralnej zmiany. Ja mam dobry zwyczaj pisania karty po gruntownym przemyśleniu samego bohatera, więc zmieniają mi się najwyżej wstępne koncepcje, ale nie wyobrażam sobie, żeby podczas wątków moja postać nagle zmutowała w kogoś zupełnie innego. To się mija z celem, jeśli karta pozostaje bez zmian.

      Za uwagi oczywiście dziękuję i mam nadzieję, że dyskusja pójdzie dalej. W końcu to po to tu jesteśmy, a nie żeby się przekonywać do czegokolwiek, bo ta forma rozmowy w internetach nie ma szans powodzenia, zwłaszcza jeśli zajmujemy się opiniami, a nie kwestiami merytorycznymi, które w opozycji prawda/fałsz da się określić.

      Usuń
  4. Killuś, nie zgodzę się.
    Jest wielu "nie-nowych" autorów, którzy na blogach piszą dwa, czasem trzy lata, nawet więcej. Tworzą postać i wcale nie trzymają się opisanego przez siebie charakteru.
    Ja blogguję od sześciu lat i nierzadko korci mnie, żeby odejść od charakteru, który wykreowałam swojej postaci, bo akurat pasowałoby mi to do danej sytuacji. Czasem ustąpię, czasem twardo się trzymam.
    To, że autorzy się znają wcale nie musi tworzyć zamkniętych grup.

    Znów przykład: ja wszędzie ciągnę ze sobą swoich znajomych i nie trzymamy się w zwartej "kupie". Są autorzy (nie wiem, czy wolno tak wymieniać z nicków), którzy wędrują takimi parkami i owszem, kolejność odpisywania zawsze skupia się wokół tych znajomych, jednak innym też się odpisuje.
    Tworzenie się znajomości jest normalne i niektórych traktuje się lepiej, w znaczeniu takim, że odpisuje w pierwszej kolejności, czasem omija innych, żeby pisać tylko z tą osobą, ale nie spotkałam tak drastycznych przypadków, żeby znajomi wpadali na blog i faktycznie pisali tylko ze sobą.

    Mag

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również nie mogę zgodzić się z tym artykułem. Jeśli mam być szczera - nigdy nie spotkałam się z tym by przyjaciele tworzyli postać wyłącznie dla siebie nawzajem. Owszem, często zdarza mi się zapisywać na bloga przez to, że zapisał się tam mój znajomy, ale nawet nie zawsze uda mi się z tym kimś wątkować! Nie masz w pełni świadomości o czym piszesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież napisałam wyraźnie, dwa razy przynajmniej, że ci którzy zapisują się na bloga razem i żeby zrealizować wspólną historię dwóch postaci, zazwyczaj są otwarci na inne wątki, wbrew opinii, która gdzieś tam pokutuje w eterze! Ja rozumiem, że można się nie zgadzać, ale nie rozumiem, że można nie czytać ze zrozumieniem i powtarzać argumenty jako kontrargumenty.

      Usuń
  6. 'brze. Przeczytałam Twój post, przeczytałam i komentarze pod nim, postanowiłam się wypowiedzieć.
    Po pierwsze, Twoja opinia jest potwornie, ale to potwornie stronnicza. Nie ma w niej krzty obiektywizmu. Opisujesz wszystko z pozycji wzburzonej przez poprzedni post osóbki (i tak, to jest odpowiedź na niego). Uwierz, że nikt nie zamierza wkraczać do Twojego życia, zabraniać Ci zdobywania przyjaciół i rozwijania swoich relacji z nimi w świecie rzeczywistym.
    Po drugie, odwracasz się od problemu, którym nie jest oburzanie się kogokolwiek, że dwójka autorów może się zaprzyjaźnić, ale to, iż jeśli wszyscy się pogrupują w opisywane przez Ciebie bandy przyjaciół, upadnie idea blogów grupowych. O ile dobrze pamiętam, powstały po to, żeby można było bawić się wspólnie. Przez wspólną zabawę rozumiem tworzenie KP, kreowanie swojej postaci i wątkowanie z innymi autorami. Miało to poszerzać wyobraźnię, pomagać w pracy nad warsztatem literackim, i tak dalej, i tak dalej. A co będzie, jeśli wszyscy zaczną się bawić w małych podgrupkach? Proszę, nie wciskaj mi kitu, że jeśli ktoś dołącza do grupowca z konkretnym pomysłem na konkretny wątek z konkretną osobą, to jest tak przyjaźnie nastawiony do wszystkich innych, bo tak nie jest. Killuś, w powyższym poście piszesz subiektywnie o swoim gronie znajomych.
    Bardzo łatwo zauważyć, iż autorzy się znają. Wyżej już napisano ładny przykład, po czym można takie relacje rozpoznać, więc sobie go podaruję. Uwierz mi, że ciężko wtedy zmusić się "komuś z zewnątrz" do zaczęcia wątku. A kiedy się ktoś zorientuje, że dane postaci są specjalnie stworzone dla siebie, to już w ogóle kapa. Czemu? Wiadome, że jeśli ktoś się już zna i się ugada, to niewiele można sobie życzyć, gdy chodzi o uwagę dla naszej postaci. Wątkiem priorytetowym będzie zawsze ten z kumplami, czyli ten, dla którego została stworzona postać, a wszystko co z zewnątrz - to z buta i na potem. Niestety, smutna rzeczywistość.
    Nie mówię, że nie mam koleżanek, z którymi wędrujemy z bloga na blog, ale zwykle jest to na zasadzie - hej, tu siedzę, jest fajnie, mili ludzie - okej, zwalam się tam do Ciebie - czyli dawaniu sobie cynka o dobrych miejscach i nic więcej. Czemu? Nie sądzisz, że pisanie ze stałą grupą jest zwyczajnie nudne? Znacie się na wylot, wiecie kogo na co stać... gdzie w tym element zabawy i zaskoczenia? Poza tym, trzeba być okropnym leniwcem, żeby nie chciało się komuś budować relacji między postaciami z "kimś z zewnątrz". To co, że to zajmuje czas. A wszystko musi być od tak? Nasuwa się pytanie: co jest ważne: zabawa czy zrealizowanie pomysłu tak szybko, jak się da? Czy właśnie na tym nie polega frajda? Na stykaniu się z autorami, których nie znasz i o których nie wiesz właściwie nic, żeby móc zaskakiwać się nawzajem i uczyć od siebie różnych zagrywek? Pff, nie... To chyba zbyt mainstreamowe. Połączmy się w grupki,łiii! Zrealizujemy nasz pomysł w miesiąc! Łiii!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejne o czym chciałam wspomnieć... A! Tak! Gdzie Ty widzisz demokrację? Proszę Cie, to że ktoś nie narzuca warunków, nie znaczy od razu, że panuje demokracja. Nie widzę jej w ogóle na grupowcach, nic a nic. Każdy autor żyje sobie od tak, ograniczany tylko regulaminem, żeby nie zapanowała anarchia i tak naprawdę, wszyscy egzystują sobie obok siebie. A jeśli uwzględnić grupki, to widać już doskonale to nasze niezależne bytowanie. Autorzy nie podejmują decyzji jako wspólnota, ale każdy za siebie. Nie mylisz czasem demokracji z wolnością osobistą?
      Dalej, karty postaci. Wdzięczny temat, racja. Wiesz czemu prawie nikt ich nie czyta? Raz, bo autorzy się znają. Dwa, bo są długie jak jelita krowy i sprawiają, że postaci są dla nas nudne. Powiedz, komu chce się czytać elaborat na 8 A4,gdzie postać została opisana tak dokładnie, że ktokolwiek chciałby zacząć wątek, wie jak dany bohater zareaguje w prawie wszystkich sytuacjach? To tak zabija element zaskoczenia i zabawy z odkrywania innych postaci, że szok. I nie mów, że jeśli się poskąpi informacji w KP, to wyjdzie mdła postać i tak dalej. W większości sytuacji i tak postać w wątkach jest zupełnie inna niż w KP - to raz. Dwa - ostatnio większość postaci jest mdłych. Czemu? Ano mamy takie go autora, który sobie myśli: moja postać musi być wyjątkowa! O dziwo wszyscy kombinują podobnie. zUo i mkrok w końcu w modzie. I tak wszyscy są mroczni, źli i aroganccy lub/i skrzywdzeni przez los i w ogóle, w ogóle, zamknięci w sobie jak w skorupie, a to wszystko okraszone zostaje pseudopoetyckim bełkotem i potem czytamy o włosach złotych jak pola rzepaku wiosną i opadających falami na ramiona niczym peleryna czy oczach w kolorze błękitnego nieba okolonych grubą zasłoną rzęs. Fuj, weźcie to ode mnie i tych uduchowionych bloggerów XIX wieku też.
      Zgodzę się, że nie ma Jedynej Słusznej Metody pisania KP, bo nie ma. Każda jest dobra, o ile jest logiczna i sprzyja wyciągnięciu jakichś informacji. Warto jednak pamiętać, że powinna ona ciekawić i intrygować, bo jest czymś, co powinno przyciągać do chęci wącenia z naszym bohaterem, jest wizytówką.
      Ot, skończyłam mówić.

      Usuń
    2. Jeśli się nie mylę, a maturę zdawałam już jakiś czas temu i wtedy też zakończyłam swoje związki z WOSem, to właśnie demokracja pozwala mi (między innymi oczywiście) dobrowolnie się zrzeszać w ramach funkcjonowania zasad prawa i decydować za siebie w granicach tych kwestii, które zależą jedynie ode mnie i ewentualnie wpływających na mnie zasad kultury, w której mnie wychowano. Stąd demokracja. A wolność osobistą kojarzę raczej (również z WOSu) z wolnością zmiany miejsca pobytu, jeśli sąd nie zdecyduje inaczej. Te pojęcia nie są tu jednak esencją. I tak, to jest subiektywne, jak każdy mój artykuł, co wytrwale powtarzam przy każdej okazji, a jednak zawsze znajdzie się ktoś, komu akurat te sygnały umknęły. Będę więc powtarzać dalej.
      Co do kart - jak dla mnie nie do przyjęcia jest podanie wieku, zawodu i predyspozycji seksualnych, i uznania tego za Kartę Postaci. To jest twórczość, do jasnej niewymownej. To świadczy o autorze i ma pokazywać, na co go stać pod względem 'pisarstwa', bo właśnie taka informacja jest dla czytelnika-przyszłego-wątkującego istotna. Opinia jest jak dupa podobno, każdy ma własną, więc ja SUBIEKTYWNIE stwierdzam, że suto okraszone błędami i oparte na ogólnikach karty postaci nie wzbudzają mojego zainteresowania, a w moim przekonaniu względnie dokładny opis postaci pozwala zaleźć więcej możliwości stworzenia powiązania. Tylko jeszcze trzeba mieć na tyle heroizmu, żeby karty czytać, bo to trwa średnio sto i jedna osiemnasta raza krócej niż napisanie tegoż tekstu, jeśli jest on długi, składny i jeszcze przyjemny w odbiorze.

      Usuń
    3. Spuść proszę z tonu, bo mam wrażenie, że zaraz się na mnie rzucisz tylko dlatego, iż odważyłam się nie zgodzić w czymś z Tobą.
      Nie jestem humanistą, szkół (jeszcze) nie skończyłam, a WoS traktuje jak zło konieczne, więc patrzę na wszystko z bardziej etyczno-polonistycznego punktu widzenia, ale aż nie mogłam się powstrzymać, żeby spojrzeć, co o terminie 'demokracja' sądzi jakiś słownik pojęć z Wiedzy o Społeczeństwie i wgłębić się w szczegóły.
      "Ten opis nie wyczerpuje jednak całości współcześnie rozumianej kwestii demokracji. Gdybyśmy na nim poprzestali, okazało by się, że wszystkie opisane tutaj wymogi spełniają także kraje, wobec których rodzi się wątpliwości czy rzeczywiście można im przypisać status krajów demokratycznych. Dlaczego tak się dzieje? Gdyż większość znawców tematu twierdzi, iż nie wystarczy spełniać samego kryterium formalnego (istnienie określonych procedur wyboru władz oraz ich podział), ale trzeba wykazać się realnym istnieniem kilku kolejnych kryteriów, takich jak gwarancja wolności słowa, pluralizm polityczny, wolność sumienia czy też sprawnie funkcjonujący system kontroli władzy oraz ochrony praw i wolności obywatelskich. Jeśli tego zabraknie, to trudno mówić o systemie demokratycznym pomimo że najważniejszy czynnik formalny będzie spełniony." (wosnastoprocent.pl)
      Faktycznie, według tego demokracja zawiera w sobie pojęcie pluralizmu politycznego, który pozwala zrzeszać się do woli. Dobra, Twoja racja. Pytanie tylko czy można używać tak szerokiego terminu, żeby określić jakiś jego aspekt, bo mnie osobiście demokratyczne grupowce kojarzą się ze wspólnym wybieraniem swoich przedstawicieli w Administracji, a nie z wolnością zrzeszania się. Ot, wszystko na ten temat.
      Co do KP, czy ja zaraz mówię, żeby ograniczać się tylko do podania tych 3 informacji? Nie. Bardziej chodzi mi o nie wypisywanie wszystkich możliwych rzeczy, a jedynie niezbędnych części, trochę z historii i może coś o lubi-nie lubi. Oczywiście, że KP świadczy o autorze i postaci, napisałam to pod koniec ostatniego mojego komentarza, nie wiem, może nie doczytałaś.
      Oczywiście, że każdy może mieć swoją opinię, ale nie rozumiem dlaczego aż tak podkreślasz, że Ty Też Możesz Mieć Swoją. Czy ja coś a propos tego mówię? Nie i nikt Ci nie zabrania wyrażać swoje zdania.
      Nie wiem ile trwa średnio przeczytanie mi długiej KP, ale powiem Ci, że mało, ponieważ szybko czytam. Nie biję do tego, że KP powinny być krótkie i z błędami (no chyba że wcześniej napisałam tak i okazuje się, że cierpię na amnestię). Po prostu zaznaczyłam, że długie KP zazwyczaj są nudne i nie pozostawiają w postaci nic do odkrycia, dlatego automatycznie dany bohater przestaje być interesujący. Oczywiście, jest bardzo mały procent osób, które potrafią KP zainteresować i taki elaborat połykam z zadowoleniem, ale to nadal tak nikła ilość, że czasem traktuję to jak prawdziwe ewenementy.

      Usuń
    4. ,,to właśnie demokracja pozwala mi (między innymi oczywiście) dobrowolnie się zrzeszać w ramach funkcjonowania zasad prawa i decydować za siebie w granicach tych kwestii, które zależą jedynie ode mnie i ewentualnie wpływających na mnie zasad kultury, w której mnie wychowano. Stąd demokracja."
      Republika też mi na to pozwala. W komunie też się zrzeszali.

      ,,A wolność osobistą kojarzę raczej (również z WOSu) z wolnością zmiany miejsca pobytu, jeśli sąd nie zdecyduje inaczej. "
      Dobra, tu może komuna wymięknie, bo różnie bywało, ale argument demokracji słaby.

      Ja to bym raczej nazwała tyranią, albo dyktaturą, monarchią. Jest władza, która przejęła ją w różny sposób (założenie, zmiana administracji). Też można było się zrzeszać, ale była jedna władza, która wszystkim zarządzała, mając co najwyżej kilku swoich doradców.

      Usuń
    5. Tylko że ja nie poruszyłam w ogóle kwestii administracji, bo mnie to ani trochę nie interesuje, jak który założyciel widzi siebie i jaki zakres władzy zostawia dla siebie właśnie. Mówiłam raczej o kwestii cudownej możliwości robienia tego, co mi się podoba i z kim mi się podoba, dopóki pozostaje to w granicach prawa (tj. nie ma zapisu w regulaminie, że zabrania się przychodzenia parami z gotową historią). I nie wiem, czy na pytanie o wolność zrzeszeń mieszkańcy stalinowskiej Rosji ochoczo odpowiedzieliby, że zrzeszać się mogli bez konsekwencji i w każdej sprawie :> PRLowcy robotnicy też mieliby przypuszczalnie inne zdanie.

      Lukrecjo, powyżej określiłam aspekt, o którym mowa w kwestii demokracji. A ja swoich możliwości wyrażania opinii może i bym nie podkreślała setki razy, gdybym nie dostawała zarzutów o subiektywizm, kiedy do subiektywizmu zdążyłam się już przyznać. Cała ta zabawa w pianie artykułów jest jednym wielkim wyrażaniem własnego zdania, podobnie jak komentowanie tychże.

      Usuń
  7. Za starych, dobrych onetowskich czasów (tak starych, ze były jeszcze fora, blogi główne, a każda postać miała swojego osobnego bloga, o zgrozo jestem aż tak stara?) a więc za dobrych, onetowskich czasów wszyscy chodzili grupkami, wszyscy znali się na wylot i nigdy nie było problemu, żeby zaczynać wątki z osobami z zewnątrz. To były piekne czasy, nie da sie ukryć, bo nikt nie zastanawiał się nad tym czy 'blogowe kolesiostwo' (tak to szło?) jest dobre czy złe. Lubiłeś kogoś, pisałeś z nim bliższe relacje, nie znałeś kogoś? Pisałeś te bardziej neutralne, które bardzo często i tak przechodziły w dobre znajomości, relacje czy jak kto chce to nazwać. Moim zdaniem, nie ma nic złego w przychodzeniu parami czy grupkami na blogi. Osobiście tak robie ale bardzo chętnie pisze wątki z innymi ludźmi, żeby nie było, jak to napisała wcześniej Lukrecja, nudno. Fakt, parę razy spotkałam się z 'wesołymi dwójeczkami' z trzystoma komentarzami pisanymi tylko ze sobą, ale bądź co bądź są to nieliczne przypadki. Czy blogi grupowe upadają przez tzn 'kolesiostwo'? Nie wydaje mi się. Przyznam, ze nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale na Boga... Przez to że ludzie przychodzą parami? I don't think so. W każdym razie, uważam że jeśli blogowe kolesiostwo prowadzone jest z głową i nie ogrniacza się jedynie do wspólnego pisania jednego wątku to jest spoko. Przeciez w 'realnym życiu', swoją drogą zawsze lubiłam to stwierdzenie, ludzie oprócz bliskich przyjaciół/żon/facetów/kochanków potrzebują też miliona innych ludzi którymi się otaczają. Ale być może nie znam się na rzeczy bo jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam tak głębiej. Nie mniej jednak chciałam się tym podzielić i tyle :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodać, jeśli boi się 'podejść' do jakiejś postaci tylko dlatego, że widzi ze ma już ustalone relacje z jakąś tam osobą... To co można na to zaradzić? Podejrzewam że nic i jedynie życzyć tej osobie nieco więcej odwagi. W ustalone relacje z kimś innym nie gryzą, prawda? Co może się stać? :)

      Teraz mogę życzyć miłego weekendu! :)

      Usuń